Single z trzech najbardziej wyczekiwanych przeze mnie projektów przyszłego roku i wszystkie podkręcają jeszcze zajawę na ich premiery. Poza tym ciut za mocno pożużlowane przez weekend i dalej parę rzeczy nie opuściło kolejki.
● Liczyłem jednak na trochę więcej. Słychać, że TM starał się odwzorować minimalistyczny sound Pierre’a, ale nie zawsze do końca się to udawało na takim poziomie, jak zwykł nas Bourne na swoich produkcjach przyzwyczaić. Więcej jest też trapu znanego z bardziej mainstreamowych produkcji, jak na przykład w otwierającym OMS czy dramatycznym Chit Chat (more like Shit Chat hehe). W tym drugim defo nie zagrała też non stop powtarzająca się tytułowa fraza, co zwykle jest jednak refrenowym atutem Pierre’a. Ze słabszych momentów mamy jeszcze jeden z gorszych ostatnio wersów Nudy’ego, nagrywany chyba prosto po pięciodniowym melanżu, i gitarowe Cullinan. Po dobrej stronie na pewno znajdą się singlowe Block boy, Yo!Gurt z najlepszym bitem na albumie i świetnie poprowadzonym chords progression czy z łatwością mogące odnaleźć się na którymkolwiek TLOPie Pop Out. Ogólnie szkoda, byłem nastawiony na mocniejszą rzecz.
● Słuchałem snippeta tego numeru jakąś niezliczoną ilość razy, odkąd parę miesięcy temu pojawił się na twitterzu. Dziękuję, że udało się wyczyścić ten sampel. Najlepszy flip jaki słyszałem od długiego czasu. Stizz 3/3 z singlami.
● Jak czytaliście któryś z poprzednich przeglądów, możecie wiedzieć, że mam wysokie oczekiwania co do tego duetu i nadchodzącego w przyszłym roku Ghetto Gods. Na American Horror Story zdecydowanie nie zawiedli i jest to wszystko to czego od nich oczekuję – soulowy vibe, kreatywność Olu na majku i równie dobre flow Doctur Dota.
● Ależ dobrze usłyszeć Meecha po przerwie. Pierwszy z dwóch kawałków powstających we współpracy z RZĄ. Brudny, ciężki beat skrojony pod Zombiaków, przywodzący na myśl produkcje z Better Off Dead.
● Nie wiedziałem, że potrzebuję połączenia Earl x Armand Hammer. A powinienem. Ogień.
● Chciałem więcej Tierry i dostałem więcej Tierry. Eksplorowane są jednak bardziej popowe brzmienia, zahaczające w Lazy nawet o country. Dolly to z kolei goofy klimat znany z Whack World.
● Yokohama w pewnym stopniu wypełniła lukę po średnim Yo!88, bo brzmieniowo mocno do niego zbliżona dzięki produkcji między innymi stałych współpracowników obu z gospodarzy czyli K Swishy i Mexikodro. A ci znają się na rzeczy, drugi z nich niejednokrotnie produkował dla Cartiego w czasach, gdy ten przebijał się do szerszego grona odbiorców. Tokyo i Uno również nie przeszkadzają i nie próbują niczego forsować na pierwszym planie. Nie jest to materiał idealny, skipowalne Groceries czy gościnka Ka$hdamiego, ale to przyjemny fun project.
● Z jednej strony, Rozay dał już nam w przeszłości o wiele lepsze albumy. Richer Than I Ever Been jest co najwyżej solidnym projektem i raczej nie wybija się w jego katalogu. Ale z drugiej – to nadal Rick Ross. Gość ma niesamowite ucho do bitów i nadal potrafi sprawić, że czujesz się jakbyś palił najdroższe cygaro w Maybachu, gdy rzeczywistość to śmierdzący szlugens w maluchu. – Adam
● Doją strasznie nieszczęsnego Juice’a, a znając jego zdolności freestylowe i ogrom materiału, który przez nie powstał, można spodziewać się dużo więcej podobnego odcinania kuponów.
● Zaskakująca lista featuringów i producenckich creditsów jest jedyną, ale za to i dużą zachętą do wciśnięcia play, czego jeszcze jednak nie udało mi się zrobić.