2 stycznia 1996 roku o 9:56 czasu wschodniego w Dziecięcym Szpitalu Św. Krzysztofa w Filadelfii stwierdzono zgon Laurethy Vaird – policjantki, matki dwójki dzieci. Została zastrzelona w trakcie interwencji podczas napadu na bank PNC w północnej części miasta. Za spust pociągnął Christopher Roney, znany także jako raper Cool C. Jeszcze kilka lat wcześniej był lokalną gwiazdą, a w swoim hicie Glamorous Life opowiadał o wspaniałej przyszłości z dziewczyną swoich marzeń. Dziś przebywa w więzieniu, z zawieszonym nad głową, co jakiś czas wstrzymywanym wyrokiem śmierci.
Cool C, razem z późniejszym kolegą zarówno muzycznym, jak i kryminalnym – Steadym B, zyskali lokalną sławę dzięki singlom wydawanym w niewielkim filadelfijskim labelu Pop Art Records. Wytwórnia ta miała całkiem niezłego nosa do talentów i sieć kontaktów, dzięki czemu zapewniała swoim artystom napęd do rozwoju oraz szeroką dystrybucję muzyki i kontrakty z wielkimi wytwórniami. Związany z nią był np. legendarny producent Marley Marl (ciekawostka: jego odejście z Pop Art spowodowało dissy ze strony raperów, w tym również Coola C). Gdy ukazał się pierwszy singiel – C Is Cool, Cool C miał 19 lat, typową dla mieszkańców Filadelfii cwaniacką pewność siebie i perspektywę pięknej kariery. Rok później, nakładem Atlantic Records (czyli poważnej, dużej wytwórni – co pokazuje skalę wiary w jego talent) ukazał się album I Gotta Habit, w całości wyprodukowany przez Steady’ego B oraz L.G. (Lawrence’a Goodmana).
I Gotta Habit bazuje na prostym planie: funkowych, tanecznych bitach i prostych wersach Coola C, najczęściej dotyczących jego rzekomego stylu życia. Przechwałki dotyczące umiejętności, błyskotek, ubioru; dissy – w tym wypadku na Juice Crew (na marginesie: wysamplowaną syrenę możecie kojarzyć z wydanego ponad 15 lat później kawałka State Property i ODB) – krótko mówiąc odhaczone wszystkie typowe tematy i pola wymagane od rapera w 1989 roku. Cool C nie wyróżniał się specjalnie ani głosem, ani sposobem ekspresji, ani na ogół trzymającym się starych standardów flow. O ile żaden z tych elementów nie kulał, to trudno powiedzieć, żeby którykolwiek się wybijał na tle sceny – nie sądzę, by Kool G Rap albo Big Daddy Kane mogli czuć się zagrożeni przez to, co prezentował Cool C. Nie odmawiam mu natomiast charyzmy i osobowości – ma w sobie coś przekonującego. Coś, co sprawia że nie przewraca się oczami po kolejnych sztampowych wersach. Produkcyjnie I Gotta Habit, chociaż jest albumem nawet chwytliwym i przyjemnym, również nie odkrywał nowych horyzontów. Zapętlone sample z Jamesa Browna, Freddiego Hubbarda, Bobby’ego Byrda, The Staple Singers, Sheili E – brzmią fajnie, ale pamiętajmy że w tym samym roku Dr. Dre wyprodukował No One Can Do It Better, a rok wcześniej ukazało się It Takes A Nation of Millions to Hold Us Back. Działy się rewolucyjne rzeczy, które pamięta się do dzisiaj, w przeciwieństwie do I Gotta Habit. Oprócz mocnego, niepokojącego Juice Crew Dis, najmocniejszym elementem albumu jest kawałek Glamorous Life. Internet od lat dyskutuje, czy dziewczyną z teledysku do tego utworu jest młoda Jill Scott – Bun B w wywiadzie dla Nardwuara twierdzi, że tak, ale twórcy zaprzeczają. Chyba jednak czas najwyższy zaprzeczyć tej legendzie. Kawałek radził sobie dobrze na listach przebojów i wspaniale spełnił funkcję promocji albumu. I Gotta Habit zdobył 51. miejsce na billboardowej liście sprzedaży albumów R&B, utwór Glamorous Life 11. miejsce na liście rapowych singli. Czyli całkiem nieźle. Ale to był niestety ostatni błysk muzycznej kariery Coola C.
W kolejnych latach Cool C i Steady B padli ofiarą zmian pokoleniowych – w hip-hopie następujących bardzo szybko i często brutalnie. Przypominam – zazwyczaj co 2-3 lata na scenie dokonywała się absolutna przemiana – nawet największe gwiazdy miały problemy z utrzymaniem tempa i dostosowaniem się do nowych trendów. Spójrzmy na przykład Kurtisa Blow – w 1980 roku był absolutnym królem rapu, wtedy jeszcze gatunku bazującego na singlach. Gdy trzy lata później pierwsze single wydali Run-D.M.C., nie miał on żadnych szans rywalizacji z nowymi, świeżymi władcami sceny. Ci z kolei zostali wkrótce zepchnięci na pobocze przez kolejną falę młodych. Z perspektywy czasu patrząc, już I Gotta Habit brzmiało nieco przestarzale – Cool C nie był raperem, który w 1989 mógł konkurować z takimi tuzami, jak Rakim, KRS-One czy The D.O.C. Słuchacze nie mają litości dla raperów odstających od tempa rozwoju hip-hopu – zdarza się, że nie tylko przestają ich słuchać, ale zaczynają na tych „świeżo upieczonych weteranów” patrzeć krzywo. Do dzisiaj zresztą od czasu do czasu padają absurdalne hasła typu „rap to muzyka młodych”, chociaż wiadomo już, że raperzy potrafią się pięknie starzeć.
Rok po I Gotta Habit, również nakładem Atlantic Records, ukazał się drugi album Coola C – Life In the Ghetto. Sprzedał się gorzej, nie zawierał też żadnego utworu który dorównałby popularnością Glamorous Life. Efektem klapy komercyjnej było oczywiście odejście z Atlantic Records – bo przecież nie ma co oczekiwać od wielkich wytwórni jakiejkolwiek litości i chęci pomocy artystom znajdującym się w dołku kariery. Trzeba oddać Coolowi C, że próbował nadążać i zmniejszać dystans do liderów, np. poprzez wyraźnie wycelowany w stacje R&B utwór tytułowy, ale nic to nie dało. W 1993 roku Cool C i Steady B próbowali reaktywować kariery poprzez utworzenie hardcore’owego zespołu C.E.B. i album Countin’ Endless Bank, wydany w Ruffhouse Records. Atmosfera w świecie rapu była sprzyjająca – rządziły łyse głowy i agresywne nastawienie – Onyx i Wu-Tang Clan. C.E.B jednak się nie powiodło – 15 tysięcy sprzedanych egzemplarzy albumu i ostateczne odrzucenie przez środowisko.
I tak właśnie dotarliśmy do napadu na bank w styczniu 1996 roku. Wewnątrz budynku znajdowali się Cool C i niezwiązany z branżą muzyczną Mark Canty, w samochodzie czekał na nich Steady B. Kierownikowi placówki rozkazano położyć się na ziemi, a pracownika zaciągnięto do skarbca. W jakiś sposób udało się uruchomić tzw. cichy alarm, co spowodowało przyjazd patrolu policyjnego – w którym tego dnia samotnie siedziała Lauretha Vaird. Gdy wchodziła do budynku, nabój z broni Coola C przebił jej wątrobę i serce. Wymienił jeszcze ogień z innym funcjonariuszem, odrzucił broń i szybko oddalił się z banku, razem ze Steadym B. Mark Canty został na miejscu, a następnie uciekł inną drogą. Trzy dni później Cool C i Steady B byli już w rękach filadelfijskiej policji. Marka Canty’ego dorwali w stanie Maryland w ciągu kolejnych dwóch tygodni. Cool C został skazany na karę śmierci za zabójstwo pierwszego stopnia, Steady B i Mark Canty usłyszeli wyroki dożywocia. Podczas procesu wyszły na jaw inne rabunki i przestępstwa popełnione przez muzyczny duet. Steady B przyznał się do bycia kierowcą podczas napadu, ale później jego prawnicy twierdzili, że te zeznania zostały wymuszone przez policję.
Cool C od 25 lat znajduje się w celi śmierci. Wciąż nie przyznaje się do zarzucanych czynów. Wykonanie wyroku dwukrotnie już zawieszono – w 2006 i 2014 roku. Nadal walczy o swoje życie. Podobno w momencie rabowania banku, Cool C i Steady B byli w trakcie kolejnej próby powrotu do muzyki – nagrywali EPkę dla wytwórni Philadelphia International Records.