Już za dwa tygodnie premierę będzie miał wspólny album Łysonżiego i Kuby Knapa – „Pobierz napisy”. Choć dzieli ich kilka lat, to znają się od dawna, a w ich biografiach oraz muzycznych dokonaniach można znaleźć wiele punktów wspólnych. Usłyszeliśmy już kilka singli z nadchodzącego materiału i można jednoznacznie stwierdzić, że będzie to pełna treści i eklektyczna pod względem bitów płyta. W wywiadzie panowie opowiadają zarówno o „Pobierz napisy”, jak i o swojej historii.
Łatwo znaleźć między Wami powiązania, więc zakładam, że trochę się już znacie, ale kiedy podjęliście temat wspólnego albumu?
Łysonżi: Z Kubą znamy się ponad dekadę, lecz rozumiemy się na tyle dobrze, iż często odnoszę wrażenie, że znajomość trwa dużo dłużej. Ten pomysł dojrzewał w nas od dawna i o ile dobrze pamiętam, jakieś dwa lata temu podjęliśmy decyzję o wspólnym projekcie.
Kuba Knap: Łojeju, faktycznie, to dwa lata mijają! Myślę, że ten album i podobne albumy w ogóle powstają przez całą historię znajomości, to nie jest pojedyncza akcja, tylko jakiś finał dłuższej historii. My się widywaliśmy w tak różnych sytuacjach i rozmawialiśmy długie godziny na tyle tematów, że “Pobierz napisy” to jest tylko snippet naszej znajomości i jej przypieczętowanie.
Dwa lata to kawał czasu.
Łysonżi: Nie spieszyliśmy się z wyborem podkładów ani specjalnie nie spinaliśmy się, aby szybko wystartować z nagrywkami. Od samego pomysłu na wspólny projekt do pierwszych realizacji nagrań minęło kilka miesięcy. Płyta jest zmiksowana i zmasterowana od marca, więc byliśmy gotowi dużo wcześniej.
Kuba Knap: Szczerze mówiąc, nawet nie zauważyłem, że to długo trwało. Były momenty, kiedy często byliśmy na łączach w sprawach produkcyjnych, ale przede wszystkim to nie jest nasze main hustle, tylko ten rap zazwyczaj musi zostawiać przestrzeń innym dziedzinom życia.
W każdym z dotychczasowych singli znaleźli się goście – czy możemy spodziewać się ich także w kolejnych numerach?
Łysonżi: Na płycie będzie można usłyszeć naszych dobrych ziomków, takich jak: Rest, WCK, Emazet, WdoWA, Este, Proceente, KPSN oraz osoby, które w pewien sposób wpływały na naszą twórczość, jak np. Eldo czy Wilku WDZ.
Kuba Knap: Gościnni z nas ludzie po prostu. Nie korzystałem nadmiernie z moich rapowych znajomości, a Łysonżi natomiast zawsze miał pełno ważnych i ciekawych ksywek na płytach – dzięki tej wspólnej przygodzie trochę się odpaliłem na gościnki i kto wie, co z tego może wyniknąć?
W tym miejscu, Miłosz, wypada zapytać – dlaczego nie ma tutaj kawałka “Moje życie, mój syf 2” z Sam-Wiesz-Kim.
Łysonżi: (śmiech) Raz na jakiś czas podsyłam Smarkowi swoje nowe kawałki. Nie sądzę, aby była opcja, żeby namówić go na zwrotkę. Chociaż jeszcze kilka lat temu próbowałem…
W singlach rzucają się też w uszy bity wychodzące poza Waszą strefę komfortu.
Łysonżi: Od początku mojej przygody z muzyką starałem się nie zamykać wyłącznie na oldschoolowym brzmieniu. Poprzedni projekt, „JACANABICIE”, to zdecydowanie klasyczny materiał, więc starałem się trochę odświeżyć warstwę muzyczną i korzystać z bardziej nowoczesnych brzmień.
Kuba Knap: Trochę chcieliśmy się spotkać gdzieś pośrodku, z tym że obaj się zgodziliśmy, że album ma pacać srogo, więc taki wybór bitów. Ja z kolei miałem dłuższą przygodę z instrumentalistami i graniem na żywo, więc dodatkowo potrzebowałem się nieco wyżyć i pojechać mniej filozoficznie.
Kuba, te zmiany, jeśli chodzi o produkcję, pozwalają Ci złapać jakiś lepszy workflow? Wcześniej też nagrywałeś w przeróżnych klimatach.
Kuba Knap: Ja kocham muzykę, a z kolei rapu nie traktuję jako muzykę, stąd wewnętrznie czuję pełną swobodę w podróżowaniu po klimatach i stylach produkcji. Z drugiej strony – każdy bit, każdy utwór inaczej oddziałuje na serce i mózg, więc ta podróż jest tym przyjemniejsza, im więcej klimatów przebłądzę.
Najciekawszą ksywką wśród producentów jest Wizzo – gość współpracujący wcześniej z Nipsseyem Hussle.
Łysonżi: „A teraz patrz” to już trzeci nasz wspólny utwór. Mój brat stryjeczny mieszka od lat w USA i to dzięki niemu miałem okazję poznać Wizzo. Pierwotnie z Kubą zakładaliśmy nawet EP-kę opartą wyłącznie na bitach od Wizzo. Z biegiem czasu doszliśmy do wniosku, że chcielibyśmy nagrać płytę, którą będzie bardziej różnorodna klimatycznie. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości nagramy jeszcze z Wizzo…
Kuba Knap: Super byłoby zrobić powtórkę z rozrywki albo wrócić do tematu we trzech i wyskoczyć na weekendzik do Kalifornii, nagrać se płytkę.
Odnoszę wrażenie, że spotykam Was w zupełnie różnych momentach kariery. W Łysonżiego wstąpiła druga młodość, Wasz wspólny album będzie drugim w tym roku, a z tego, co wiem, to nie koniec planów. Z kolei Ty, Kuba, po szalonych latach 2019-2021, gdzie wydawałeś non stop, trochę zwolniłeś.
Łysonżi: EP-ka „JACANABICIE” ukazała się w styczniu 2024, dodatkowo oprócz projektu z Kubą równolegle pracuje z Proceentem nad materiałem „Aloha Opus Magnum Vol.3”. Od zawsze nagrywałem i wydawałem projekty dość nieregularnie. Nie jestem i nigdy nie zamierzałem być raperem na pełen etat. Czuję olbrzymi komfort, tworząc, gdy mam na to ochotę i czuję głód rapu. Nigdy nie chciałem pisać i nagrywać, kiedy oczekuje tego rynek…
Kuba Knap: U mnie te dwa ostatnie lata wynikały dokładnie z tego, co Łysonżi napisał powyżej – generalnie rodzina, dom i niezależność od branży to były główne motywy mojej pracy na co dzień. Różnimy się jednak tym, że ja bardzo często odczuwam głód pisania i nagrywania, a w związku z tym śmiem twierdzić, że dopiero teraz, kiedy fundament mam stabilny, zacznę podchodzić poważniej do rapu. Czuję, że dopiero skończyłem rozgrzewkę.
W Waszych biografiach pojawiają się też wątki ucieczki od pędu wielkiego miasta. Łysonżi spędził sporo czasu na Kostaryce, Kuba od kilku lat mieszka na wsi. To wypisanie się z wyścigu szczurów pozwala na zmianę perspektywy?
Łysonżi: Wydaje mi się, że zdecydowanie tak. Otaczający nas konsumpcjonizm czy wieczny pęd nie sprzyjają tworzeniu. Nigdy nie chciałem brać udziału w tym wyścigu. Muzyka zawsze była i jest dla mnie istotna, jednak skupiam się na rodzinie, moich najbliższych. W takich warunkach tworzenie jest po prostu przyjemne. Nie odczuwam żadnej presji.
Kuba Knap: Ten pęd od zawsze mnie co najmniej irytował i próbowałem wielu metod konfrontacji z nim. Zanim opuściłem Warszawę, nauczyłem się żyć obok tego bez większych emocji, chodząc po swoich ścieżkach, ale miłość mnie wyszarpała na kolejny szlak. Nie widzę w tym ucieczki, a oddalenie co najwyżej. Nie zmienia to faktu, że żyje mi się lepiej bez mierzenia się na co dzień z cudzą pogonią oraz tego, że perspektywa faktycznie zmienia się dość istotnie.
A jak jesteście zadowoleni z odbioru Waszych ostatnich materiałów? Obaj włożyliście sporo energii w promocje “JACANABICIE” i “TipiKnapa”.
Łysonżi: „JACANABICIE” to samowystarczalny projekt, w którym inwestycje nie były konieczne. Jaca odpowiadał za warstwę muzyczną od A do Z, z kolei Ninjah był odpowiedzialny za grafikę i klipy. Nie ponosiliśmy w zasadzie żadnych kosztów związanych z tym projektem. Głównie za sprawą pierwszego singla „All In” wielu ludzi dowiedziało się o naszej EP-ce, dzięki czemu nie przeszła bez echa i odbiór zdecydowanie przerósł nasze oczekiwania. Płyta sprzedała się bardzo szybko, dostępne są już tylko winyle, które możecie jeszcze zamawiać na Alohasklep.pl.
Kuba Knap: Mnie “TipiKnapa” uświadomiło wiele w kwestii zmian w branży, nawyków odbiorców i skończyło się to wielomiesięczną dumaniną nad wydawnictwem muzycznym A.D. 2024. To, co mnie najbardziej ucieszyło, to że ten album jest jakby zaproszeniem dla moich słuchaczy do mojego nowego życia i wielu z nich skorzystało z tej opcji, odwiedzając mnie na gospodarstwie. To są dobrodziejstwa undergroundowej postawy, za które jestem wdzięczny najbardziej i często nie wiem, jak za nie dziękować, ale – dziękuję Wam, moi słuchacze, kocham Was i zapraszam!
A jakie macie oczekiwania co do “Pobierz napisy”? Na tyle, na ile słyszałem ten materiał, to treści są zbyt poważne dla zwykłych słuchaczy.
Łysonżi: Zależy, kogo definiujemy jako zwykłego słuchacza. Myślę. że jedyne oczekiwania, jakie mieliśmy, to te wobec siebie, koniec końców daliśmy z siebie wszystko. To przekrojowy materiał i każdy coś z niego wyłapie.
W rozmowie przewija się nam motyw ucieczki od branży: jesteście nią rozczarowani? Pytam zarówno o uczestnictwo w niej jako raperzy, ale też o perspektywę słuchacza czy to, w jakich kierunkach ewoluowała przez lata.
Łysonżi: Od samego początku jestem „gdzieś obok” branży. Zawsze starałem się tworzyć moją muzykę dla siebie, dla moich ludzi, a nie dla labeli. Uważam, że nie musimy od niczego uciekać, gdyż jesteśmy już wystarczająco zdystansowani od zgiełku i zgniłej otoczki. Każdy z nas zbudował swój świat, a muzyka niech sama sobie ewoluuje. Niczego nie żałuję, nikomu nie zazdroszczę.
Na koniec mam jeszcze pytania od słuchaczy: Kuba, wrzucasz numery innych raperów z Trójmiasta na swój kanał (tipiknapa) – to jednorazowa akcja czy początek jakiegoś kolejnego labelu?
Kuba Knap: Jeśli chodzi ci o utwór Samiego, to wyszło zupełnie spontanicznie – wpadłem do niego, kiedy akurat montował ten klipik i zastanawiał się na głos, co ma z tym zrobić i jakoś tak wyszło. Ale zgodziliśmy się, że ta akcja mogłaby się powtarzać – gościnne klipy u ziomków to dosyć zabawna kontynuacja tradycyjnego hip-hopowania.
Czy są rzeczy w karierze, których się wstydzicie?
Łysonżi: Wiele rzeczy mógłbym robić lepiej, nagrywać częściej, ale to nie powód do wstydu. Uśmiecham się pod nosem, jak pomyślę o moich pierwszych nagranych kawałkach – to było strasznie słabe. Z drugiej strony – kto nagrywał kozackie rzeczy od samego początku, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Kuba Knap: Tak, dużo, chociaż nie myślę tutaj stricte o nagrywkach. Zagrałem kilka obrzydliwych sztuk albo więcej, reprezentując sobą zero absolutne i dziś zgadzam się z ludźmi, którzy skandując kazali mi wtedy “wypierdalać”. Ale patrząc z dystansu powiedziałbym, że się wstydziłem. Jestem pogodzony z przeszłością. A jeśli ktoś, kto to czyta, żywi jeszcze do mnie urazę, to z tego miejsca przepraszam za krzywdę.
Co uważacie za najlepsze rzeczy, jakie wpuściliście?
Łysonżi: Mam wrażenie, iż ten projekt to najlepszy, jaki zrobiłem i nie mówię tu o potencjalnym odbiorze czy zasięgach, lecz o jakości i treści, jaką wypracowaliśmy. Jestem dumny, że nagraliśmy legendarny “Mixtape 2005”, no i z sentymentem wspominam płytę „Dżonson” m.in. kawałki „Moje życie mój syf” czy „Jestem Dżonson”. Głęboko wierzę, że najlepsze jest jeszcze przed nami.
Kuba Knap: Nie potrafię oceniać lepsze/gorsze, za to do niektórych produkcji mam sentyment. “Lecę, chwila, spadam” to jest mocna pozycja i do dziś ją lubię, ale najwięcej dobra w życiu przyniosła mi “Ludzie mówią różne rzeczy”. Kocham Wpierpol i to jest ten album, którego słucham z taką zajawą, jakby nie był po części mój. “Stej Tru” od WCK często wraca do mnie w myślach – jest tam tyle treści, że trawię to latami, i tak samo “Kuchnia Polska”, na której nie zmieniłbym ani słowa. Do dzisiaj uważam, że to świetnie napisany album (to jest mój jedyny, o którym mam takie zdanie).
Kuba, dlaczego zarapowałeś to, co zarapowałeś na “Żadnych zmartwień”?
Kuba Knap: Odpowiadałem już wielokrotnie, ale no co, jak trzeba to trzeba. To taki wers typu potykacz, a okazało się, że bardziej mina przeciwpiechotna. Od podstawówki intuicyjnie wiedziałem, co i w jakim momencie powiedzieć, żeby ludzie zwracali na mnie uwagę. Ten wers to przykład bezbłędnego wykorzystania tej mocy, ale z błędnym motywem. I dzięki niemu nauczyłem się, że z tej mocy muszę korzystać bardziej odpowiedzialnie.