„Nie zgarnę tu oklasków – już się przyzwyczaiłem” – rapował gościnnie Temzki na wydanej w 2015 roku płycie Noize From Dust. Łatwo zrozumieć jego sfrustrowaną ironię, bo to jeden z tych, których można by dopisać do spinache’owej linijki „Z Ablem czujemy się wyróżnieni / Znów zestawieni w Najbardziej niedocenieni na Ziemi”. Temzkiego słucha słucha fan undergroundu, ale słuchacz masowy nawet ksywy nie słyszał, mimo że słucha tylko ksyw.

Wygląda jednak na to, że warszawski raper-producent po kilkuletniej przerwie (rozpoczętej wspomnianym przed chwilą „Już się przyzwyczaiłem”) znowu zgłodniał i od 2019 regularnie częstuje fana undergroundu nowymi projektami. Jednym z nich jest tegoroczny materiał producencki „Renesans”, nad którym dziś się pochylimy.

Bardzo mi zależało, aby to było spójne – od tego stwierdzenia z ust samego producenta dobrze jest rozpocząć opis „Renesansu”. „Spójność” pasuje zresztą nie tylko do albumu, ale też do całokształtu twórczości artysty, często inspirującego się jazzem (pamiętacie jeszcze Mardi Gras albo Vibe Quartet?). Rzeczony jazz jest również podstawowym elementem brzmienia każdego z jedenastu utworów składających się na „Renesans”. Bardzo dużo tu leniwego, zadymionego pianina, czasem brzmienie ubarwia gitara lub cięty saksofon. Słychać dużo uwagi poświęconej klasycznym, naturalnie brzmiącym i brudnym perkusjom.

Producent przyznaje, że robienie bitów nie jest u niego zbytnio skomplikowaną czynnością. Przyświeca mu wiara we własne ucho, zdolne wyłapać dobre dźwięki i motywy. Ta szkoła beatmakingu przypomina nieco tę J Dillową, z tym że Jay Dee nie lubił się zbyt często otaczać muzykami. Temzki Już na wczesnym etapie produkcji wie, czyjego dogrania potrzebuje dany bit. „Renesans” swoją obecnością przyprawiają: wieloletni kompan Roux Spana, produkujący dla Alohy Kolso, basista Wuja HZG znany z EABS, Błota i Lowpass, DJ Mariano MBH, multiinstrumentalista Fryderyk Szulgit oraz trębacz Patryk Rynkiewicz, obaj z jazzowo-rockowej ekipy PLONDRA. Z kolei za głębokie, szlachetne w swoim brudzie brzmienie odpowiada Święty z Tu Wolno Palić.

Z jednej strony mamy zatem konsekwentny, jazzowy klimat i żywe instrumenty, ale z drugiej – sporą różnorodność w obrębie obranej stylistyki. Kawałek otwierający album, „Dobry czas” w wykonaniu Syropu i Beaty Orbik, przynosi lekkie, relaksujące akordy i nucono-mruczany refren. W podobne, miękkie rejony uderza „Rzadziej piszę” Dewukiewicza przyozdobiony gitarą i beztroską końcówką. Soundtrack do leniwej niedzieli zapewnia również Fasola, przy czym druga połowa jej utworu to uroczy, długi popis wokaliz i trąbki. Tu ciekawostka – z sześciu zaproponowanych przez Patryka wersji solówki na trąbce, zarówno Temzki, jak i Fasola bez konsultacji wybrali tę samą.

Oczywiście jazz to nie tylko relaks. Raper skrywający się pod tajemniczą ksywką MF SOOM wypluwa z siebie abstrakcyjną gonitwę myśli, pełen pesymizmu Majkel pluje na ludzi, a Mada i Biak bawią się słówkiem „Gówno”. Każdy z tych numerów potrzebował niepokojącego, ciężkiego podkładu i taki dostał. Ten z „Krótkich momentów” jest jeszcze do tego bardzo militarny, soulpete’owy, nie tyle wyposażony w wojskowe dęciaki, co w nie uzbrojony.

Paletę barw uzupełniają zielone, surowe produkcje, do których rapują Emikae i Proceente, nostalgiczny kawałek Skorupa oraz najżywszy na płycie podkład do „Bity, rymy, życie” MC illo z prostym rytmem na cztery. Uwagę przykuwa również utwór Pjusa, który mimo że sam nie może rapować, niezmiennie dysponuje wiecznym piórem. Jego kawałek korzysta z formuły znanej z solówki „Słowowtóry”, na której napisane przez Pjusa teksty rapowali inni artyści. W tym przypadku to Mada i Ryfa Ri.

Mimo tego, że skoordynowanie dwudziestu osób w obrębie jedenastu kawałków brzmi jak wyzwanie logistyczne, cały album tak naprawdę nagrany został bardzo sprawnie. Wszystkie bity powstały na przełomie 2020 i 2021, a płyta wyszła latem 2021, co sumuje się w nadzwyczaj wysokie tempo jak na polski rap. W drodze jest już kontynuacja, którą fan undergroundu – i mam nadzieję, że nie tylko on – usłyszy w przyszłym roku. Do tego czasu pozostaje dać się relaksować, niepokoić i bujać różnym obliczom jazzu zamkniętym na „Renesansie”.