Przyzwyczailiśmy się, że raperzy ze Stanów po pięćdziesiątce dalej są aktywni, pełni werwy, a co najważniejsze utrzymują wysoki poziom (Eminem, Black Thought, LL Cool J). Do piątego krzyżyka powoli dobija też pokolenie pionierów polskiego rapu, w tym autor EP-ki “Linie papilarne” – Pelson, lat 46. Gościnnie na albumie udzielają się Wojtas (50 lat), Włodi (48), Vienio (48) i Wilku (47).

Piszę o tym dlatego, że rap doskonale odzwierciedla przemiany człowieka. Widać to na przykładzie Pelsona – rapera, który uliczny sznyt przekuł w introspektywną lirykę, dawno przestał gonić za trendami i tworzy muzykę w zgodzie z samym sobą. Mimo że rapuje o swoich młodych fanach, którzy przychodzą na jego koncerty, raper na pewno nie próbuje się im przypodobać. “Linie papilarne” to osobisty, rozkminkowy materiał człowieka świadomego swoich dokonań, swoich słuchaczy i swojej pozycji. Pelson poświęca trochę wersów rodzinie (urocze są jego wersy o kibicowaniu córce, żeby miała tróję z matmy), ale w jego spokojnym, zachrypniętym głosie słychać także niesłabnącą miłość do hip-hopu. I choć przez część “Linii papilarnych” raper sunie w powolnym tempie po jazzowych podkładach, to gdy bębny wychodzą na pierwszy plan, jest w stanie wykrzesać z siebie jeszcze sporo energii. Te klasyczne, hip-hopowe momenty brzmią naprawdę dobrze, szczególnie gdy Pelsona wspierają wtedy goście – miło usłyszeć zarówno Molestę w całym składzie, jak i track z Wojtasem. Brawa należą się Mayorowi i JacaBeatsowi za produkcje na tym krążku.

“Linie papilarne” to zwięzły, bo zaledwie szesnastominutowy projekt, a zarazem ładne zaznaczenie miejsca życia i kariery, w którym obecnie jest Pelson. Z nim dorastają także jego słuchacze, zatem chyba nikt nie liczy już na próby atakowania mainstreamu, a właśnie na takie gęsto zapisane dzienniki płytowe.