Zobaczcie tylko na niego. Nosi jakieś cudaczne ubrania, łańcuchy na szyi albo jakieś powyginane na mordzie druty, które chyba nie są aparatem. Gość całą swoją postacią krzyczy, że jest pierdolonym atencjuszem i karkołomnie chce zwrócić na siebie uwagę. Do tego robi z siebie jakiegoś przepretensjonalnego artystę kurwa edgy wieszcza i punkowca-ćpuna na raz, co zawsze źle się kończy.

Właśnie dlatego nie sprawdzałem do tej pory jego muzyki. Nie cierpię emo rapu, mam bardzo niską tolerancję na pretensjonalność (Bisz ją wyczerpuje) i wymiotuję, jak widzę artystów. Wiadomo, że coś tam wpadło, ale nigdy nie usiadłem i nie przesłuchałem z uwagą jego albumu. Do Transgresji. Otóż odsłuch tej płyty utwierdził mnie jedynie w przekonaniu, że wszystko, co złe napisane powyżej to prawda. Jednocześnie rozjebał wszystkie moje założenia i szufladki w głowie, bo to zdecydowanie najlepszy album, jaki słyszałem w tym roku i w zasadzie odstawił całą konkurencję daleko w tyle. Oto próba ponownego poukładania tego, co w moim umyśle rozpadło się na miliony elementów papierowych.

Nazwa płyty nie wzięła się znikąd. Jednak transgresyjne zachowania męskie nie są w rapie żadną nowością, są ważnym elementem głównego nurtu. W tej kwestii Feno nie odkrył Ameryki. Śpiewa o ćpaniu, chlaniu i jebaniu. O tym jak to on nie melanżuje i jak to moja szmata nie chce mu usiąść na siura. Oczywiście jeszcze o tym, że tak naprawdę nikt o nim nic nie wie, jest wrażliwym niezrozumianym chłopcem i czasem mu smutno.

Na bogów, jakby ktokolwiek inny wyjechał mi z czymś takim, to bym wyłączył po jednej nucie. Jednak z jakiegoś powodu temu człowiekowi udało się mnie przekonać do swojej wersji tej konwencji. Czym więc Transgresja różni się od typowego emo rapu?

Przede wszystkim tym, że Feno nie wziął sobie bitów od PedroFrancisa i nie brzmi jak każdy próbujący robić współczesny rap małolat. U niego opisywane w tekstach przekraczanie granic jest całkowicie spójne z warstwą muzyczną. Czy ćpun, szaleniec i kosmita powinien brzmieć jak trap z generatora? Czy bardziej pasuje do niego zrobienie punku? A potem położenie bluesowego wokalu na czerpiącym z house’u podkładzie? I jeszcze wydarcie mordy najgłośniej ze wszystkich pod wykręconą najbardziej ze wszystkich 808kę? A to dopiero trzy pierwsze pozycje z tracklisty Transgresji i uwierzcie mi, że te kilka słów, którymi je opisałem, wcale nie wyczerpuje tematu tego, co się w nich odjaniepawla.

Najbardziej widać to właśnie na poziomie całego albumu, kiedy numery ze sobą kontrastują i układają się w szeroki wachlarz. W granicach utworów oczywiście jest wiele akrobacji, ewolucji bitów, zmian flow i barwy głosu, ale to wszystko nie brzmi, jakby było zrobione na siłę. Mam wręcz wrażenie obcowania ze staranną selekcją narzędzi z bardzo dobrze wyposażonego warsztatu. Autorowi wraz z producentami udaje się w tym całym szaleństwie zachować chwytliwość utworów, a czasem nawet ich piosenkowość. Refren Zadbanego nucę przynajmniej raz dziennie, a Martwego tonu znałem na pamięć po pierwszym przesłuchaniu.

Ten domniemany przeze mnie celowy wybór środków wyrazu staje się jeszcze bardziej logiczną hipotezą, gdy spojrzymy na poprzedni krążek. Neopunk brzmiał, jakby Feno chciał po prostu pobawić się jak największą liczbą zabawek. Pisał o tym Marcin Półtorak w swojej recenzji. Se sprawdź, bo nie będę drugi raz powtarzał. Transgresja jest pod tym względem bardziej ustrukturyzowana.

Podam przykład: Neopunk kończy się trackiem ZIEMIANIEJESTMOIMDOMEM. Biorąc pod uwagę tylko wokal, to na utwór składa się całkiem długa, energiczna zwrotka i spokojniejsze przejście prowadzące do przesterowanego, śpiewanego refrenu, którego cztery wersy powtarzają się dwukrotnie. Gość dał najlepszy refren na całej płycie i nawet nie raczył go powtórzyć. Przecież jak jakiemuś przygłupowi z kontraktem w majorsie uda się napisać jeden średni wers to już zero potrzeb i koń zwalony, a resztę numeru można pierdolić coś o wygrywaniu. W tym czasie Feno z Ramzesem dają popis na nieosiągalnym dla połowy raperów z legalem poziomie i na oczach wszystkich go osrywają, żeby lecieć dalej. Na Transgresji takich wyskoków jest już mniej. Obecnie autor raczej przykombinowałby coś, żeby tę zwrotkę rozbić na dwie krótsze, a hook podwoić i dzięki takim zabiegom ostatniego albumu słucha się po prostu dużo przyjemniej niż Neopunku.

Feno wydaje się być dużo bardziej świadomym twórcą niż przeciętny młody raper. Pomijając większy dystans i mniej napinki, świadczy o tym fakt, że nie spełnił się tylko w ramach swojej głównej postaci na Transgresji, ale jego projekty poboczne też są niczego sobie.

Lues Brothers to bluesowa odsłona duetu z Ramzesem, pod której szyldem ukazało się do tej pory kilka singli, a cała epka powinna pojawić się niebawem. Kosmyk, Huk i skandal oraz I tak mnie ma to naprawdę udane piosenki. W ostatnim nawet gościnka Sariusa mi siadła, a to święto. Feno i Ramzes mają tę siłę, że jak robią bluesa, to on brzmi jak blues. Jak robią punk, to brzmi jak punk, a nie jak punk zrobiony przez rapera i rapowego producenta. A to duża różnica. Lues Brothers możesz puścić swojemu staremu, co Dżemu słucha i ci nie uwierzy, jak mu powiesz, że to numer z tego roku i nagrał go typ, co ma 26 lat.

Innym pobocznym projektem są Mongolskie Kaszkiety. W skład tego zespołu wchodzi również Ramzes, jak i jacyś niezidentyfikowani śpiewacy, którzy poukrywali się pod pseudonimami. Ta formacja ma już na koncie jeden krótki album, będący zbiorem okropnych bezbeków i żartów, z których nieśmieszności autorzy powinni sobie zdać sprawę w trakcie nagrywania ich, nawet jeśli to był freestyle. Serio nie sprawdzajcie tego, bo nie ma po co, a jak już, to Balladę na cześć kobiet albo Imprezę u Szczepana. Z tego projektu pochodzi również Ballada ekologiczna, którą pewnie znasz, drogi czytelniku, a jak nie, to ją akurat warto sprawdzić, bo jest najbardziej udana z całej twórczości tej wesołej gromadki. W zasadzie tylko dla niej wspominam o tym projekcie.

Była jeszcze Hashachata, Astuzia i pewnie coś jeszcze, ale nie ma co o pisać o tym wszystkim, bo kogo to obchodzi. Zostawię was z tym dziełem i przejdę dalej.

Jak widać nie uważam tych projektów za szczyt geniuszu, ale niektóre piosenki z nich są naprawdę świetne. W zasadzie nie oczekuję od nich, że każdy będzie rewelacyjnym albumem, a raczej w klasyfikacji generalnej przyznaję dodatkowe punkty za każdy udany utwór. Po to jest alias albo inny projekt, żeby se odstawić jakiś cyrk i nie myśleć, czy aby na pewno system formalny skomponowany utworami na trackliście jest wewnętrznie spójny, bo od takiego pierdolenia to jest ten artykuł, a nie płyta zespołu Mongolskie Kaszkiety. Każda dodatkowa aktywność jest u mnie propsowana w myśl wczesnego kapitalizmu.

Ale jak to was nie przekonało i potrzebujecie jeszcze jednego dowodu na to, że ten człowiek wie, co i po co robi, to proszę bardzo. Nie po to spędziłem tyle czasu na przegrzebaniu internetu, żeby wystrzelać się szybciej niż Bonson z pomysłów na tracki.

Przejdźmy do tego, co sam zainteresowany mówi o swojej muzycznej filozofii:

Ty nie stawiaj mnie w szeregu z tymi emo debilami

(Ta? To mocne słowa, jak na kogoś podpisanego u Sariusa, a wcześniej u Deysa. Przyp. red.)

Co wmawiają wszystkim wokół, że chcieliby zostać sami
Wycierają mordy szarganymi emocjami
Każdy ma gorsze momenty, to nie powód, by się zabić
Rozkminianie życia, dla mnie to trucizna
Ta igła złamała się i nie mogę jej wyrwać
O swojej filozofii opowiadałem na liczbach
I jak tu z biegiem czasu złapałem do tego dystans
Wiem, że świadomy słuchacz szuka w nutach czegoś więcej
Niż fałszywych idoli, którzy udają depresję
Więc dam ci tyle bodźców, że aż łapiesz epilepsję
A wszyscy ludzie z papieru w końcu zmienią konsystencję

Zalanie słuchacza różnorodnymi bodźcami, aby ten nie miał już mocy przerobowych w mózgu, żeby myśleć o czymkolwiek innym, tworzy wrażenie ekstremalnego eskapizmu. Takie podejście do muzyki jest na naszej scenie zdecydowanie nietypowe. Feno od emo rapera różni to, że on nie próbuje swoich problemów wykrzyczeć jak jakiś Szpaku, tylko je zakrzyczeć. A ten niuans robi wielką różnicę. Patrzcie, nawet nazwanie go atencjuszem zamieniłem w komplement.

Tu wszystko jest „bardziej”. Jak ćpa, to dzień dłużej niż Szamz. Jak rucha, to jedną dziewczynę więcej niż Diho. Jak ma chuja (co w przypadku kosmitów nie jest wcale takie oczywiste), to pół centymetra dłuższego niż Mata. Staje się przez to jakąś przerysowaną kreskówkową postacią, którą trudno traktować poważnie. W utworze Fituje do bjedy pierwszą zwrotkę rozpoczyna wersem:

Zamawiam bibimbap, to mojej bb smak

Oho. Przyziemne sprawy: azjatyckie żarcie na dowóz, dziewczyna i pieszczotliwe określenie na nią. Ta cała poza „gwiazdy rocka” w końcu została przełamana, a bohater ukazał nam się w tym wersie, jako normalny typ. Pewnie to będzie jakiś numer o miłości albo czymś takim. Ta, jasne. Drugi wers:

Ja wolę grzyby brać, po nich mamy zwidy w nas

Rozumiecie? Napisał całkiem sympatyczny i miły wers o babie, ale dłużej nie mógł wytrzymać i musiał przejść do ćpania i halunów. Fantastyczny koleś. Feno do tego stopnia tryharduje w tej całej transgresji, że aż mu to wychodzi. Najważniejsze jest to, że sam nie traktuje się specjalnie poważnie i ma dystans do muzyki, którą robi, a nie jest jakimś mesjaszem dzieci z Niewieścina.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej kwestii związanej z opisywanym podejściem do muzyki. Cytowane przeze mnie wcześniej Elektrony to piosenka wydana w 2020 roku. Nie jest tak, że nasz ancymon zaczął swoją karierę z obecnym stylem i wizerunkiem. Te dwie rzeczy ewoluowały na przestrzeni kolejnych albumów przynajmniej od 2018 roku, gdzie na Neopunku styl już się wyklarował, a na Transgresji został spełniony. Oba te albumy ukazały się po Elektronach. Gość najpierw wymyślił założenia swojej muzyki, publicznie o nich powiedział, zrealizował je, aby na koniec doprowadzić do perfekcji. Jak to nie jest z definicji świadomy twórca, to ja już nie wiem.

Feno razem z towarzyszącymi mu producentami znalazł swój własny pomysł na popularną estetykę. Wymyślił sobie karkołomne zadanie przesunięcia jak największej liczby granic jednocześnie, a co gorsza – podołał mu. Jednak kontekst gatunku jest tylko jednym z wątków, jakie chciałem podjąć. W planach jest druga część tego tekstu, która mam nadzieję, że wyczerpie pozostałe tematy dotyczące Transgresji i nie tylko.