Ta piosenka jest idealna dla każdego rozgoryczonego fana naszej narodowej reprezentacji. Jeśli tegoroczne EURO kojarzy ci się z wylanymi łzami, rozpaczą i smutkiem, to na pewno się odnajdziesz w tym utworze! A tak już na poważnie, „Hymn polskiej kadry na cokolwiek” ma głębsze przesłanie niż jedynie narzekanie na Lewandowskich, Bednarków i Salamonów.
Kawałek ten opowiada dosyć przykrą historię o człowieku, który pogrąża się w niemocy. Formujący Sztylety gdańszczanie zarówno w warstwie tekstowej, jak i oprawie muzycznej, przekazują noszoną w sobie żałobę i ból egzystencji. Wytwarzany przez nich melodyczny hałas bardzo dobrze łączy satyryczną, piłkarską przykrywkę z rzeczywistym, emocjonalnym przekazem. Wokalista w trzeciej osobie wypomina sobie samemu błędy przeszłości, jak chociażby przegranie „meczu o wszystko”. Wściekli kibice porównani są do zmartwionych o stan swojego dziecka rodziców, a refren zwieńczony jest wersem: „za cztery lata może w końcu wygrają, łudzimy się wiedząc, jaki będzie koniec”.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o oprawie tego tracka. Na pierwszy rzut oka nie ma tu nic nadzwyczajnego, ale wszystkie partie gitarowe – choć powtarzalne – zapadają w pamięć niczym dobre mecze w wykonaniu polskiej reprezentacji. Kompozycja instrumentów w tym utworze układa się idealnie. Na próżno szukać w nim przytłaczającego noise’owego grania. Cała „muzyka” służy do tego, by dopełniać wokal i jak najbardziej się to sprawdza. Można powiedzieć, że „Hymn polskiej kadry na cokolwiek” jest jak EURO 2016 dla kibiców naszej narodowej drużyny – po prostu świetny.
A więc niezależnie, gdzie jesteś – na słonecznej plaży w Brazylii, w Kuala Lumpur czy w parnej Japonii – warto posłuchać tego kawałka… Choć lepiej wybrać się – przykładowo – na festiwal w Aleksandrowie Łódzkim, by złapać Zespół Sztylety na żywo i wykrzyczeć swój żal wobec polskiej reprezentacji na koncercie wraz z innymi rozgoryczonymi kibicami.