Tego się nie spodziewałem.
Szczerze mówiąc, to wciąż nie mogę ogarnąć umysłem, jak do tego doszło, ale oskarżam podrzucającego takie nowości Jimmyashha.
TisaKorean nagrał mixtape w stylistyce pierwszej płyty Soulja Boya i ery największej popularności snapu. To był ten czas, gdy wiele hitów w Stanach opierało się na ruchach tanecznych: Crank That, Stanky Legg, Swag Surfin, Movin’ Like Bernie… Kto wtedy śledził zagraniczną scenę, temu już przemknęły przed oczami ogromne koszulki koszykarskie, kolory rodem z papierków od gum balonowych i telefony z klapką.
Nie tęskniłem za tamtą erą nic a nic! Wspomnienie o niej napawało mnie częściej ciarkami żenady niż sentymentem. Aż do dzisiaj. Let Me Update My Status to bezczelna jazda przywołująca wiele elementów tamtego czasu: wczesne media społecznościowe, brzmienie bitów (bazujące na dosłownie kilku nutach na syntezatorze), modny flow i schemat refrenów, taniec, zdecydowanie zbyt duże ciuchy… Nawet tytuły utworów pisane są falą (cZyLi W tEn SpOsÓb) i z dodatkiem rozszerzenia „.mp3” (przez co w Last.fm nie da się przescrobblować ani jednego utworu z tego mixtape’u). Przy kolejnych odsłuchach można doszukać się nawiązań do hitów R&B tamtych lat, a nawet konkretnych ad-libów. TisaKorean ani przez chwilę nie ukrywa, że Let Me Update My Status ma być powrotem do roku 2007 – a może wręcz należy napisać: bezczelną zrzynką. Ale co z tego, skoro kończyny same się rwą do tańczenia z nim, a entuzjazm zaraża od pierwszych dźwięków?
Dawno już nie miałem tyle głupiej zabawy z albumu muzycznego. Czysta rozrywka – zresztą, przekonajcie się sami.