Parafrazujac mój ulubiony cytat o rapie: „Za każdym razem, gdy myślę, że znam wszystkie warte uwagi podziemne ekipy, ktoś poleca mi taką, która przypomina mi, za co pokochałem ten gatunek”. Tak właśnie było, gdy Grubszy rzucił w wywiadzie, że w Słupsku działa bardzo mocny skład Tha Coast. Sprawdziłem z dziennikarskiego obowiązku i dopadło mnie typowe: „Jak ja mogłem tego nie znać?”. Luzem przypominają Undadasea, wytwarzają energię jak Potwory i Spółka, bity mają czasami kwasowe jak Rób Rzeczy. Przede wszystkim jednak cechuje ich to, co najlepsze hip-hopowe ekipy: każdy z członków ma swój wyraźny styl, ale chce się Tha Coast słuchać jako grupy, bo ich nawijka doskonale się przecina i uzupełnia; po prostu czuć chemię. Trudno oczywiście wybrać jeden reprezentatywny numer tak dużego składu, bo jest ich ośmiu, a nawijają w przeróżnych konfiguracjach, ale stawiam na „Swag Juice” okraszony dość bekowym, charakterystycznym klipem. (Jeśli mało Wam odniesień do innych grup, to powiedzmy, że mamy humor rodem z wczesnego Pięć Dwa). Make’m mieszający swój natywny angielski z polskim to z kolei dowód na to, że Słupsk gurom.