Amerykanie mają takie słowo jak smooth, do którego póki co nie udało mi się znaleźć idealnego polskiego odpowiednika*. Wielki słownik angielsko-polski pod redakcją Dariusza Jemielniaka i Marcina Miłkowskiego tłumaczy smooth jako: gładki, równy, jednolity, płynny, delikatny, łagodny, spokojny, ugrzeczniony. Ale to nadal nie to, szczególnie gdy opisywana tym określeniem jest muzyka.
Smooth używa się, gdy muzyka wypływa rozkołysaną falą z głośników i masuje słuchaczowi uszy, a ciało poddaje ultraprzyjemnym wibracjom. Sade jest smooth. Maxwell jest smooth. Nate Dogg jest smooth. W mojej ocenie należy też określać w ten sposób muzykę Seafood Sama – rapera z Long Beach, który właśnie wydał album Standing on Giants Shoulders i całkowicie mnie oczarował.
Nie wiem, czy to jest jeszcze „czerpanie z soulu” czy po prostu rapowanie na soulowych, a czasem wręcz smooth jazzowych bitach. Mrukliwy, ale nie leniwy wokal oraz śpiewane refreny Seafood Sam łączy z organicznym, łagodnym brzmieniem – takim, które zazwyczaj się nie starzeje. Pojawiają się dogrywane wstawki instrumentalne – dęciaki, klawisze, gitary. Całość pasuje zarówno na koncert rapowy, jak i do klubu jazzowego, szczególnie przy odpowiednim akompaniamencie. Na mnie takie połączenia działają.
Standing on Giant Shoulders to album do poczucia morskiej bryzy we włosach, błogości w całym ciele i beztroski w umyśle… przynajmniej dopóki nie wsłuchasz się w teksty. Tam bywa oczywiście chwilami idyllicznie, ale jak to w Long Beach – pojawiają się również pieniądze, broń palna, problemy młodego mieszkańca getta, uliczne cwaniactwo. Bywa mrocznie, ale przez warstwę twardej skóry kalifornijskiego chłopaka wychowanego na płytach Snoop Dogga i Suga Free przebija się retro wrażliwość, która pozwala idealnie balansować łagodną muzykalność z wymuszoną otoczeniem oraz wychowaniem łobuzerską postawą. Piękny album!
*drugim takim słowem jest corny – jeśli macie jakieś dobre propozycje – podeślijcie mi!