Masta Ace, podobnie jak Jeru i Afu-Ra, był blisko osiągnięcia statusu mema*, ponieważ występował w Polsce wielokrotnie – solowo czy jako członek eMC oraz w duecie z Edo G. Uwielbiam go do tego stopnia, że nawet gdyby został wyśmiany, za każdym razem chodziłbym na te koncerty. Początkowa działalność za czasów Juice Crew przyniosła sporo wspaniałych momentów. Mam na myśli hymny w postaci Crooklyn lub The Symphony czy pamiętne udziały gościnne, jak te u The Brand New Heavies. A Long Hot Summer to klasyk, nagrany w momencie, w którym wielu raperów już powoli przechodzi na drugą stronę rzeki. Nawet niedawne albumy z Marco Polo to wciąż najwyższy poziom.
W 2016 roku ukazała się płyta The Falling Season. Album niedoceniony, a przynajmniej takie można odnieść wrażenie. W każdym razie wydany kilka lat wcześniej wspólny krążek z Edo G. narobił więcej zamieszania wśród słuchaczy. The Falling Sason skrywa jednak świetną perełkę – Story Of Me. W utworze tym Masta Ace porusza wątki, o których wspominałem wcześniej. Rapuje o początkach z Marleyem Marlem, nie dowierza, że jego muzyka jest znana na całym świecie. Mówi o chorobie, dążeniu do celu, ambicji, branży. Słowem, opowiada swoją historię.
Najbardziej mnie intryguje wykonanie tego utworu. Za warstwę muzyczną odpowiada nieznany producent – KIC Beats. Zapraszanie do współpracy niemal anonimowych ksyw przez Ace’a stało się tradycją. Słyszymy pianino, momentami trąbkę i skrzypce. W trakcie tego długiego numeru dochodzi do ciekawego przełamania w okolicy piątej minuty, gdzie Denez Prigent zostawia swoje wokalizy i zmienia się melodia, żeby zaraz potem nadszedł gospodarz ze swoją trzecią zwrotką. Story Of Me jest tak nostalgiczny, że nie ma chyba lepszej pory na jego przesłuchanie niż jesień.
* grali w Polsce częściej niż osiedlowe ekipy supporty w swoim mieście, często – mimo statusu legend – za mniejsze stawki niż polscy raperzy