Mario dalej bawi się hip-hopem. Tak dosłownie. Upodobał sobie comedy rap i nagrał kolejny po „Bracia, dragi, łzy” (wtedy z udziałem Klarenza) materiał w takim klimacie. Dostaje się każdemu i za wszystko – jeśli chodzi o raperów, mamy bekę z Pezeta, Szpaka, sadbojskiego movementu czy wszystkich zionących wódą na backstage’u MCs. W społeczeństwie z kolei irytują go m. in. simpy i bananowcy. Czasem jest bek, czasem bezbek, jak to w comedy rapie. Mario może nie jest mistrzem w word-playach czy błyskotliwych skojarzeniach, z jakich słynęli kiedyś Dwaj Sławowie czy Wankej i niektóre z jego hip-hopowych dzieci, ale kąciki ust drgają tu nie raz i nie dwa. Musicie wierzyć na słowo – nie chcę spojlować wersów, których celem ma być zrobienie Wam efektu „wow” podczas pierwszego odsłuchu. W kwestii flow nie jest bestią, lecz to jak imituje flow Donguralesko w „SIMPie”, sadboyów w „Dużo bulu 2” czy odnajduje się na połamanej „Magencie” pokazuje, ze może być solidnym MC miliona przeróżnych flow. Ogólnie rzecz biorąc, parę kawałków mogłoby zrobić karierę, gdyby nie to, że Mario jest topowym antyzasięgowcem w kraju. Ani nie spamuje na FB, ani nie tryharduje na Instagramie, nawet płytę nazwał „Muzyka pedalska”, żeby właściciele Meta ścieli mu zasięgi do absolutnego minimum. Tak czy inaczej, wiedzcie, że taki album wyszedł, a jak lubicie bezkompromisowe linijki, w których brak jakiejkolwiek poprawności w warstwie lirycznej, to powinniście go przesłuchać.