Sowy EP to druga płyta duetu Oxon i Sarnula. Materiał jest w całości śpiewany, a do tego utrzymany w estetyce lo-fi. Oxon od wielu lat jest znany ze świetnie brzmiących śpiewanych refrenów, więc projekt nierapowy nie jest niczym zaskakującym. Za to podkłady lo-fi są już mniej oczywiste, przynajmniej w dyskografii rapera.

Ten wybór jest jednak dość logiczny. Płyta Lifter z 2020 roku była wyrazem znalezienia nowej drogi w życiu, pogodzenia się z niektórymi sprawami i zaprzestania prób zrobienia trochę większej kariery niż jednokoncertowa trasa po swoim mieście. lo-fi funkcjonujące najszerzej jako odstresowująca muzyka do puszczenia sobie w tle podczas nauki albo pracy zdaje się pasować tu idealnie. To kolejny krok w spuszczaniu powietrza z napompowanego rapera.

No i się udało. Oxon fajnie śpiewa, Sarnula zrobił fajne podkłady, słucham sobie fajnej płyty ze świadomością, że nigdy więcej jej nie włączę. Sowy EP to dla mnie wyraz więcej niż sprawnego rzemiosła obu autorów, ale nie emocji. Nie ma tu niczego, co by w jakiś sposób przyciągało, pokazywało głębię tej płyty i w jakiś sposób uzasadniało słuchanie jej więcej niż raz. Albo dwa, jak przypadkiem nie przełączycie odtwarzania przed ostatnim trackiem, którym jest cała płyta w wersji instrumentalnej (przynajmniej na Spotify i YT Music). Ta epka wypada po prostu płasko, przez co nie zostanie ze mną na dłużej, mimo naprawdę porządnego wykonania.

Jej spokojne i nieinwazyjne brzmienie jest dość powtarzalne, ale to nie byłoby problemem, gdyby nie jeden zabieg. Między standardowymi utworami autorzy poupychali skity. Każdy z nich jest reinterpretacją w stylu lo-fi refrenu z innych piosenek Oxona. No i tu pojawia się zgrzyt. Chociaż wykonania wypadają całkiem spoko, to kiedy mamy sześć podobnych do siebie kawałków kontra sześć podobnych do siebie kawałków + kolejne pięć podobnych do nich refrenów, to jest inna rozmowa. Ten zabieg czyni całość dużo bardziej monotonną i zabija repeat value.

Podoba mi się to, że Oxon poszedł w innym kierunku niż jakieś Supermoce 2, bo odtworzenie teraz tamtego projektu w niezmienionej formie, to byłby pomysł przynajmniej tak głupi jak Antihype 2. Poprzednia płyta duetu była udana. Czekam więc na następną i nie martwię się o jej poziom wykonania. Liczę tylko na to, że stylistyka będzie do mnie trafiać.