„Padło mi auto na rondzie” – tylko Kiełas mógłby tak zacząć swoją opowieść. Od razu jesteśmy w centrum sytuacji, w centrum uwagi w zasadzie. Środek historii – nie wiemy skąd, dokąd i po co jedziemy. Padło auto na rondzie i tyle. Oczywiście momentalnie stajemy się zawalidrogami. Nikt nie pomoże nam zepchnąć samochodu, tylko będą trąbić, barany jedne, bo dojadą do swojej destynacji 30 sekund później niż powinni. I w ogóle Kiełas wrzuca to w pierwszej sekundzie utworu – nie ma intra, nie ma kilku sekund bitu, nie mamy czasu, by rozsiąść się w fotelu. Padło auto na rondzie i trzeba sobie radzić. Kurwa, czy te samochody nie mogą się psuć w bardziej odpowiednych momentach? Ale zaraz – są takie?

Albo patrzcie na ten fragment:

Babka na lekcji mnie pyta
Dlaczego od szkoły się migam
Teraz się zawsze zatrzymam
Jak widzę, że zakupy dźwiga

Jak wiele ten króciutki opis codziennej sytuacji mówi o nauczycielach i zmieniających się (a może właśnie wcale niezmieniających się!) uczniach?

Refren Gibbsa, pulsujący bas i przejścia też robią swoje i ogólnie rzecz biorąc cały utwór to tzw. sztosinger, ale ile filozoficznych ćwieków tu zabił Kiełas, to jego. A przecież nic nie wiadomo jak odkrywczego nie zaśpiewał.