Odkąd pojawiła się informacja, że na nowej solówce Włodiego zagości bartek koko, co chwila natykam się na komentarze: „A kto to jest?„. Otóż odpowiadam: bardzo dobry raper, który niejednokrotnie udowadniał, że potrafi rapować. Na łamach Braku Kultury niemalże co miesiąc wrzucałem go do cyklu o niedocenionych numerach, jak również szerzej polecałem np. singlową Surówę oraz epkę „Wszędzie widzę szlugi”. koko od lat jest niebywale płodnym raperem, bo oprócz solówek działa w składach Fillomatic i Ententa. Teraz razem z producentem Favem i DJ-em Cutaheadem stworzył kolejną grupę – Symptom, a ich „Otello” to jak na razie jedna z lepszych płyt w tym roku.

Dawno nie słyszałem tak mrocznego, dusznego czy brutalnego rapu, a szukając odniesień nasuwa mi się na myśl „RDS 220” Soulpete’a i Jeżozwierza albo filmowa twórczość Smarzowskiego. bartek koko nie wjeżdża, a wpierdala się na bity i momentalnie kradnie atencję, Wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie rymował tak gęsto i nie wrzucał tak naturalnych podwójnych czy nie zmieniał aż tak często flow – pod tym względem naprawdę widać różnorodność. Ponadto ubarwia kawałki tak plastycznymi wersami jak: „Ojciec gasł na tej sofie jak denat / W domu też pachniało mordem, przysięgam / Przesiąknąłem w Polskę od dziecka”. Oprócz tego „Wołodia” o braterstwie polsko-ukraińskim budowanym przy okazji kopania grobów czy potężny boombapowy banger „Miłość” z braggadociowym sznytem dodają tej płycie kolorytu.

Cuty ścielą się gęsto, bity trafiają w punkt, dzięki czemu udało się zyskać na spójności. Produkcje Fava są w większości tak brudne, że trudno nie odnieść wrażenia, że cała nasza twarz jest pokryta wojennym pyłem, Winyle trzeszczą, stopy miarowo uderzają i gdyby nie kilka wentyli, choćby w postaci wspomnianej boombapowej „Miłości” czy folkowego motywu w „Wołodii”, można by się nimi udusić.

Wbrew temu, co mówią niektórzy – podziemie dalej trzyma się znakomicie, a jeśli potrzebujemy bohaterów, wokół których może zawiązywać się ta scena, to koko jest odpowiednim kandydatem. Potwierdza to „Otello”, który ma szansę być współczesnym undergroundowym klasykiem. To co – kolejna płyta to już drumlessowy projekt? Charyzmą na pewno uciągnąłby takie podkłady.