Artyści są (a raczej powinni być) znani ze swojej twórczości. Część ludzi show-biznesu jest znana z tego, że jest znana. X-Raided miał swój moment uwagi, bo był jednym z pierwszych raperów, którzy zarejestrowali płytę w więziennych murach.

Dociekliwi znają tę historię. Anerae Veshaughn Brown, czyli X-Raided, gangsta raper z Kalifornii, nagrał połowę dyskografii odsiadując trzydziestoletni wyrok za zabójstwo. Sprawa z lat 90., której materiał dowodowy uwzględniał m.in. pełne przemocy teksty oraz broń palną z okładki debiutanckiej płyty, sama w sobie ma potencjał na dobry kryminał. Nastoletni członek gangu, zabójstwo niewinnej kobiety, a w tle rap i inne dziwne historie, na przykład, prokurator oskarżony o posiadanie dziecięcej pornografii. Dziś jednak nie poruszymy szczegółów tego incydentu, tak samo jak dalszych życiowych i muzycznych losów Browna. Wystarczy wspomnieć, że w 2018 r. wywalczył zwolnienie warunkowe i obecnie próbuje wskrzesić swoją karierę. Tymczasem skupmy się na technicznym aspekcie kariery zza krat.

Warto przez chwilę zadumać się nad samym, pokrętnym procesem nagrywania z więziennej celi. Tym bardziej że różnymi, w tym chałupniczymi i nielegalnymi, metodami raper zdołał nagrać aż dziewięć (sic!) longplayów. Nie był co prawda pierwszy w historii. Pionierem tworzenia studia nagraniowego z więziennej słuchawki został, nieżyjący już, Mac Dre. Napisać, że nagranie płyty w ośrodku karnym o najwyższym stopniu rygoru jest skomplikowane, to jak nic nie napisać. Dziś cały materiał można wyprodukować, złożyć i zmiksować na tablecie, ale w najntisach proces ten wyglądał zgoła inaczej. W imponujących studiach nagraniowych polegano na kosztownych urządzeniach fizycznych, zarówno analogowych, jak i cyfrowych. Czasy wygodnego i łatwo dostępnego oprogramowania jeszcze nie nadeszły. Inaczej niż dziś, na domowe studio z prawdziwego zdarzenia mogli sobie pozwolić nieliczni. Ceny podstawowego wyposażenia zmiatały z planszy już na dzień dobry. Cyfrowy moduł pogłosowy mógł kosztować kilkaset dolarów, a stół mikserski – nawet dwa lub trzy tysiące USD. Wyobraźmy sobie więc, że wokale do drugiego albumu X’a – „Xorcist” – w całości zarejestrowano przez więzienny telefon. Stacjonarny.

Utwór „Deuce-5 To Life” z albumu „Xorcist”. gangsta rapera X-Raided.

Słuchając płyty, można mieć duże wątpliwości, czy raper w ogóle słyszał bit w słuchawce. A jeśli tak – to raczej niezbyt dobrze, co ewidentnie przełożyło się na stopień dopasowania wokalu już na samym albumie. Mógł też posiłkować się walkmanem z nagranym instrumentalem w drugim uchu, choć to raczej mało prawdopodobne zważywszy na ograniczenia i regulamin zakładu korekcyjnego. Brakuje też potwierdzenia takiego rozwiązania w wywiadach z Kalifornijczykiem. Inny możliwy scenariusz to taki, w którym wokale ustawiano pod bit już w procesie post produkcji. Tego typu operacja nawet dziś trwałaby godzinami (pozdrowienia dla wszystkich realizatorów i inżynierów). Co innego oznacza przestawienie kilku słów, a co innego kompletnych utworów. Trudno sobie uzmysłowić, ile zeszło pary na te chirurgiczne czynności, pamiętając o ówczesnych możliwościach komputerowych i interfejsie przeciętnego DAW-a (ang. Digital Audio Workstation). Żmudna, niewdzięczna i bezcelowa robota. Ale pójdźmy jeszcze głębiej. Jedynym rozsądnym wyjściem z punktu widzenia dostarczenia wokali do studia, byłoby zapisanie wersów na automatycznej sekretarce z funkcją nagrywania rozmów. Wówczas wokale zarejestrowane na kasecie magnetofonowej należałoby przegrać do wersji cyfrowej lub analogowej (na kolejną taśmę) już w studiu. Zakładając nawet najlepszy scenariusz, w którym użyto sprzętu wysokiej jakości po stronie odbiorcy, a następnie przeprocesowano wokal w profesjonalnym studiu muzycznym, to i tak nic z tego. Linia telefoniczna posiada swoje naturalne pasmo przenoszenia. Takiego brzmienia nie uratuje nawet najlepszy mastering. I nie uratował tym razem.

Pamiętajmy też o innych wyzwaniach, nie tyle technicznych, co organizacyjnych. Weźmy głęboki oddech i zastanówmy się przez chwilę. Czy jest możliwe nagranie dobrej zwrotki w sytuacji, gdy: stoisz w więziennym korytarzu, a za tobą kolejka oczekujących, w jednej ręce trzymasz słuchawkę, w drugiej kartkę papieru, ledwo słyszysz bit, musisz zachowywać odpowiednią głośność i odległość od mikrofonu (przestery) i jesteś świadomy zakłóceń na linii oraz podsłuchu. Raczej nieciekawe warunki. X-Raided z pewnością nie miał komfortu rejestracji powtórek oraz dodawania innych smaczków. To zresztą byłoby bezcelowe przy tak marnej jakości „mikrofonu”.

Rejestrator DAT (ang. Digital Audio Tape). Źródło: https://i.ebayimg.com/images/g/lW8AAOSwTEteTuUE/s-l600.jpg

Trzeci krążek, czyli „The Unforgiven„, zrealizowano, można by rzec, pół profesjonalnie, oczywiście, jak na standardy więzienne. Brown miał do dyspozycji przemycony, dzięki układowi ze strażnikiem, mini-zestaw do nagrywania. Wokale zapisano na rejestratorze DAT (ang. Digital Audio Tape) przy pomocy małego mikrofonu krawatowego. Słusznie podejrzewacie, to taki, który mocuje się gościom w śniadaniówkach. Tempo rapowanych linijek odmierzał elektroniczny metronom, choć niektóre źródła mówią o dostępie do bitów. W ostateczności ta układanka ma jakiś sens. Można sobie wyobrazić, że raper posiadał kilka kaset z instrumentalami oraz tę jedną, bezcenną, na której nagrywa wokale. Wobec tego, że tych dwóch czynności nie dało się połączyć w celi, potrzebny był licznik tempa. Lepsze to niż beatbox, a już na pewno lepsze od rozmowy telefonicznej.

Warto sobie jednak zadać jedno ważne pytanie. Cytując klasyka, „a komu to potrzebne„?. Po co ten wysiłek, skoro płyta brzmi tylko odrobinę mniej dramatycznie od „Xorcist”? Cóż, nie powinno to zbyt dziwić. Pomimo wycofywania krążków ze sklepów, w pierwszych latach odsiadki oddani fani zdążyli nabyć ponad 300 tys. egzemplarzy z bogatej dyskografii skazańca. Jest popyt, to znajdzie się i podaż. Nawet zza więziennych murów. Swoją drogą, cały proces wydawniczy nadzorowała matka Anerae, która nigdy nie uwierzyła w winę syna. X-Raided swoją bogatą dyskografią postawił sobie mały pomnik na zachodnim wybrzeżu. Czy trwalszy niż ze spiżu? Wątpię, choć w nielicznych kręgach jest legendą. Dla większości słuchaczy pozostanie jednak ciekawostką.