Kidd i jego muzyka towarzyszą mi od mojego hip-hopowego zawsze. Dość szybko trafiłem na „Pansofię”, „Pesymisję”, Osete i cały rap do chlastania się żyletką. Na szczęście nie musiałem się z tym utożsamiać, ale to przyszło później: „Działa zabrane”, Rap Addix, „Rap i jego sobowtór”, „Treasure Chest” czy poszczególne utwory, takie jak opisywane przeze mnie „Pamiętasz”, trącały moje czułe struny i potrafiły mnie wzruszyć, wkurwić czy zmusić do głębokiego westchnięcia. A skoro już ustaliliśmy, że pisze dobre wersy, to sprawdźcie, jak wypadł w pliku .docx.
Czym dla Ciebie jest hip-hop?
Na początku był muzyką – perkusja, bas, sample i człowiek opowiadający historię. Jednym z gatunków, których słuchałem. Potem, jak zacząłem się mu przyglądać z bliska, okazało się, że to cała kultura – pierwsza impreza hip-hopowa, na której byłem w Elblągu, miała wszystkie elementy poza graffiti. Po pierwszych 10 latach robienia rapu zdecydowałem, że to wielkie rozczarowanie – egotrip zamkniętych głów, które jeszcze na tym zarabiają jakieś grosze i znajdują w tym uzasadnienie dla swoich smutnych bytów. Potem się odbraziłem i uzmysłowiłem sobie, jak dużo ta kultura mi dała, jak pozwoliła zbudować własną pewność siebie, jak nauczyła mnie języka, jak zmotywowała mnie do pisania i jak wiele niesamowitych ludzi dzięki niej poznaję do dziś. Obecnie to mix tego wszystkiego.
Jakie jest Twoje pierwsze hip-hopowe wspomnienie?
Pierwszy moment, kiedy usłyszałem rap, to pewnie na płycie winylowej, która często leciała u mnie w domu – Quincy Jones “Back on the Block”. Wtedy jeszcze nie dzieliłem muzyki na gatunki – chłonąłem wszystko, co mi się mogło podobać w wieku sześciu lat. Ten kawałek bardzo mi siedział i był jednym z pierwszych, jakie przegrałem sobie na kasetę, żeby móc słuchać go we własnym pokoju. Drugim kawałkiem, który na stałe przyciągnął mnie do rapu, był “Insane in the Brain” Cypress Hill i teledysk, który MTV wtedy katowało na okrągło.
Jak zmieniło się Twoje podejście do hip-hopu na przestrzeni lat?
Chyba przypadkiem w pierwszym pytaniu już na to odpowiedziałem. Myślę, że teraz jakoś tak lżej do tego podchodzę, może bardziej jako do pewnej konwencji niż religii.
Biorąc pod uwagę Twój dorobek, z czego jesteś najbardziej dumny?
Dumny jestem z bycia konsekwentnym w tym, co robię i z tego, że nie muszę z tego żyć. Daje mi to niesłychaną wolność ekspresji i ciągłą przyjemność z tworzenia.
Czy jest jakiś dawny tekst, na który krzywisz się lub szczególnie się zdezaktualizował?
„Rap Addix jak religia”. XD
Czy masz jeszcze jakieś hip-hopowe marzenie?
Chciałbym w końcu zamknąć i wypuścić te cztery rozgrzebane płyty i skupić się na dwóch kolejnych, na które mam już muzykę i pomysł. Hip-hopowych nie mam, bardziej muzyczne i takie jakby… pisarskie (?). Chcę tworzyć, a czy to będzie hip-hop, czy jakieś sekwencje perkusyjne z przegadanymi teoriami spiskowymi to już rzecz drugorzędna. Chcę na pewno wciąż wychodzić ze strefy komfortu i wyrażać siebie poprzez muzykę i tekst.
Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz w hip-hopie – co by to było?
Nic, co zmieniłbym w hip-hopie, nie wpłynęłoby znacząco na to, czym jest on jako produkt końcowy. Jaki świat, taki hip-hop. Problem nie leży w hip-hopie – problem leży w kulturze zysku za wszelką cenę i komercjalizacji wszystkiego, włącznie z ludzką uwagą, życiem istot i zasobami planety. Thank you for coming to my TED talk.
Czy myślisz, że hip-hop przetrwa kolejne 50 lat?
Przetrwa. Po 50 latach widać już jak na dłoni, że będzie zataczał koła, będzie maglowany, męczony i przetwarzany. Hip-hop jest bardzo nośnym i łatwym do użycia narzędziem do przekazywania jakichkolwiek treści, więc nawet jeśli nie przetrwa(ł) jako muzyka uciśnionych (czym był na samym początku), to przetrwa jako tuba propagandowa wszelkich reżimów i konglomeratów reklamowych.