Kidd, Zkibwoy, Kecaj – zawsze, gdy ich słucham, zazdroszczę im życiowej mądrości i spokoju. To zapewne kwestia przeżycia kilku lat więcej na tym padole łez i dostania kilkunastu bolesnych pstryczków w nos więcej, niemniej czuję, że osiągnęli może nie tyle stan błogiego spokoju, co stan, w którym liczy się coś innego niż zaspokajanie swoich wygórowanych ambicji i konstruowanie kolejnych planów naprawczych świata. Dlatego słuchając “Wiwat aspidistra” czuję spokój i wszystko, co we mnie bulgocze, podgrzewane ogniem moich chęci i wizji, może choć na sekundę ostygnąć.  

“Wiwat aspidistra”. Oda do kwiatka. Gdyby nawinął to Bałagane, to wnioskowałbym, że chodzi o kolejną nazwę mefedronu, ale Kecajowi może chodzić jedynie o tę doniczkową roślinkę. Bo jak rapuje w “Operze”: proste przyjemności, pozornie mniej ambitne, a bardziej przyziemne doznania nie powinny sprawiać, że czujemy się gorzej. Czasem nie ma co się silić na pochłanianie tylko rzeczy ubogacających naszego ducha, bo skoro nie wyssaliśmy tego z mlekiem matek, to kreowanie się na znawcę i snoba nie ma sensu, a komentarz Szaranowicza na temat zstępującego ze sceny Małysza można zadziałać na nas tak mocno jak eksponaty w muzeum czy obrazy w Wersalu.  

Gorzkie “Cyrk” i “Butelki” ze sparafrazowanym wersem CKOD – “Mamy ściany na fejsie i posty na twitterze – wymierzone w ciebie” – także zawierają garść obserwacji, przy których nie sposób nie uśmiechnąć się ze smutkiem i pokiwać głową. But still – najważniejsze, że rodzina zdrowa, w pracy okej i generalnie żyje się nam dobrze, natomiast walka z systemem w pewnym wieku chyba przestaje rajcować. (I obym i ja nie chodził ciągle taki rozsierdzony).  

O odpowiadającym za muzykę Raphie nie chcę się rozpisywać, bo nie dość, że kolega, to na dodatek gość, który jest moim autorytetem, jeśli chodzi o pisanie o muzyce, więc zawsze czuję się przy nim jak student pierwszego roku przy panu profesurze. Natomiast mogę powiedzieć, że podoba mi się kierunek, jaki obrał; dla mnie o wiele bardziej strawny niż niektóre eksperymenty Palmerów, prawdopodobnie za sprawą częstszego niż wcześniej użycia instrumentów klawiszowych, Choć te stonowane, ciepłe dźwięki chowają się w tle, to znalazł miejsce na zabawę z aranżacjami czy na wkomponowanie trąbki Jarosława Spałka. Minuta na refleksję po tym, co Kecaj zarapował w “Operze”, w której przyspieszone tempo i delikatne hi-haty komponują się z trąbką to jeden z moich ulubionych momentów krążka.