Mateusz Osiak: Zgodnie z tytułem albumu producenckiego Grekka – jest grubo. Na „Art of Fatness” poznańskiemu producentowi udało się zgromadzić plejadę fajnych gości. Są znane podziemne ksywki (Cira, NMBR, Maggy Moroz), są mniej znani gracze (MOKA, #PROlike), są także featuringi z zagranicy (Reks, Keith Murray, A-F-R-O). I tak – kto miał dowieźć, ten dowiózł, nie dziwi zatem dobry track WCK czy porządna zwrotka bartka koko. Cieszy natomiast, że trochę kawałków tu zaskakuje: iNTeLL, czyli syn U-Goda z Wu-Tangu nagrał bardzo dobry numer, który już od początku uderza. Niezwykle stylowo nawijają chłopaki z Dundee, czyli skład MOKA – jak już wydadzą zapowiadany od roku projekt, to na pewno będzie to rzecz warta sprawdzenia. Podoba mi się też „Do jutra”, bo choć to sampel zajechany jak sprowadzany z Niemiec VW Golf, to nigdy go mało. Nie sposób tu mówić o wszystkich kawałkach, ale „Art of Fatness” to jedna z najbardziej hip-hopowych akcji w 2024 roku. Linijka „siłę truskul przeciwstawiam sile niuskul” doskonale go definiuje i dzięki ogólnemu wajbowi płyty można przymknąć oko na niedociągnięcia niektórych raperów.

Marcin Półtorak: Nie sposób mówić o wszystkich kawałkach – zgoda, bo nie wszystkie przyciągają uwagę. „Art of Fatness” ma cwanie dobranych instrumentalistów (trąbka w „Ajz”!) i raperów (przykładem śpiewny refren Kickmatica, wpompowujący lekkość do przyciężkiego „Do jutra”, albo ten żywiołowy z „Siema, co tam”), ale całościowo to taka raczej typowa, porządna robota. Do pobujania głową, tylko i aż. Nie znaczy to, że nie ma momentów, jak fantastyczny, syrenowy bas w „Hurt” albo korespondujące z raperem wejście kraftwerkowej 808ki w „1973”. Smaczna jest też klimatyczna gitara w „The Older, the Better” czy smętny strzępek wokalu w „Szarych dniach”. Ale poza tym bity po prostu są. Po tym czasowniku można postawić dużo pozytywnych dookreśleń: są stylowe, są klasyczne, są bogate w sample. Nie są natomiast porywające, a ja, słuchając płyty producenckiej, oczekuję jednak unikalnego, strzelającego kreatywnością w uszy pierwiastka. Ale jeśli komuś to nie przeszkadza – to świetnie, nic, tylko się taplać w solidnie wytopionym, boombapowym tłuszczu.