Tomasz Rożniatowski, weteran z Afganistanu, oraz Doniu, producent i raper, to duet, którego wspólna książka mogła wydawać się zaskakującym pomysłem. Nawet jeśli słyszeliście ich nagrany razem utwór, “Walkę mamy we krwi”, skąd wziął się tytuł tej pozycji, trudno byłoby Wam znaleźć wspólne elementy w biografiach obu autorów, które mogłyby uzasadniać taki krok. I właściwie jest w tym sporo racji – ich życiorysy bardziej różnią się od siebie, niż przypominają. Czy to jednak aż tak wielki problem?

Na początku warto wspomnieć o formie książki. Co najistotniejsze – to nie jest biografia ani Donia, ani Tomka. Obaj opowiadają swoje historie, oddając sobie głos co rozdział, lecz książkę tworzą same konkrety. Brakuje tu typowych autobiograficznych wstawek o dzieciństwie, szkolnych anegdotek, szczegółowych opisów poszczególnych okresów ich życia czy wchodzenia w nieistotne sprawy z życia prywatnego. Zamiast tego dostajemy krótki wstęp o tym, jakie obaj mieli marzenia, potem sprint do ich spełnienia, następnie katastrofę i powrót do normalności. Nie spojleruję – podtytuł książki to wszak “Wzlot, upadek i powrót”, a autorom nie chodzi o szokowanie czytelników przedstawianiem “gorących” faktów.

Tak, oczywiście historia Tomka jest mocniejsza, tutaj Doniu nie ma podjazdu. Dla niewtajemniczonych – w Afganistanie stracił rękę, gdy jego MRAP podczas patrolu wjechał na minę. Mówi o tym, jak po powrocie do kraju wpadł w alkoholizm i jak powoli wracał na normalne tory, by ostatecznie z sukcesami startować w zawodach Invictus Games. U Dominika mamy z kolei szybki wjazd na scenę muzyczną i odniesione sukcesy, a punktem zwrotnym jest wypadek samochodowy, w którym zginął jego kolega, a także odkrycie, że pracoholizm nie jest właściwą drogą. Do tego dochodziły ciągłe problemy z przewlekłymi chorobami i lekami, które wpędzały go w coraz gorszy stan. Proces powolnego odpuszczania niektórych spraw i odbudowywania się w jego przypadku także trwał długo. Jako że piszę do słuchaczy rapu, to na marginesie dodam, że Doniu nie robi wielkiej afery z tego, że odrzuciło go środowisko, choć mogłoby się wydawać, że będzie to istotny wątek. Oczywiście wspomina o tym, ale to nie jest główna oś historii.

Panowie inaczej prowadzą swoje opowieści: Tomek jest definicją pisania w żołnierski sposób. W jego części znajdziemy raczej krótkie zdania, fakty i przechodzenie do sedna. Dominik z kolei wychodzi na gadułę – przykładowo, zamiast napisać “Pojechaliśmy na koncert”, mówi o tym, jakim samochodem jechał i gdzie kupował do niego części. Dzięki temu, że książka ma dwa biegi, żadna z historii nie przytłacza, i udaje się uniknąć rozdmuchiwania niektórych faktów

Jednoczesne prowadzenie dwóch narracji pomaga też odetchnąć. Jak wspomniałem, część Tomka Rożniatowskiego jest pełna ciężkich przeżyć. Sama droga do wojska nie była usłana różami, potem przyszła tragiczna misja, a następnie alkohol zmienił go w człowieka innego zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznym. Oczywiście potrzeba było olbrzymiego hartu ducha, by się z tego wyrwać. Nawet jeśli wiemy, że historia kończy się happy-endem, to punkty kulminacyjne śledzi się z zaciekawieniem. Nie da się jednak ukryć, że trudno się z nią utożsamiać: o ile każdy ma swoje doły, to zakładam, że – na szczęście – niewielu czytelników zostało tak doświadczonym przez los. Tu powietrza upuszcza historia Dominika, która jest bliższa ziemi. Bo mimo że żaden z nas nie koncertował w każdym polskim mieście, to przypadki przepracowania, łapania wszystkich srok za ogon czy zatracania siebie samego w pędzie po pieniądze, większość czytelników – niestety – jest sobie w stanie wyobrazić.

I tutaj dochodzimy do przesłania “Walkę mamy we krwi”, jakim jest hasło: “Każdy ma swój Afganistan”. Nie chodzi tu bynajmniej o porównywanie swoich traum do tych wojennych, lecz o to, że – jak rapował Ash – “każdy ma takie chwile, że w duszy deszcz pada”. Ani Tomasz Rożniatowski, ani Doniu nie prezentują gotowych recept na to, jak można wrócić na właściwe tory, ale udowadniają, że jesteśmy w stanie to zrobić. Wyrwanie się z toksycznego środowiska, chęć udowodnienia samemu sobie, że można się uporać ze wszystkim, sport, pokora, cierpliwość, umiar w wyznaczonych celach – to niektóre ze sposobów, które im pomogły, i myślę, że każdy dobierze sobie coś dla siebie. Daleko mi do stwierdzenia, że to książka, które zmieni Wasze życie, ale jeśli trafi Was w odpowiednim momencie, to na pewno pozwoli uporządkować niektóre sprawy.