Po kilkumiesięcznej przerwie wracamy z serią „Dlaczego Hip-Hop?”. Tym razem gościem jest Temzki, warszawski raper i producent, od ponad ćwierćwiecza działający w undergroundzie. Niedawno wspominaliśmy w podkaście jego najgłośniejszy album – „Podaj dalej”, wydany w zespole Mardi Gras. Temzki nie próżnuje: rok temu wypuścił producencką EP-kę „Alert”, a już w 2025 do swojego katalogu dołożył neo-soulowy projekt z Fasolą – „Niedosyt EP”.
Czym dla Ciebie jest hip-hop?
Hip-hop to dla mnie 4 elementy – rap, breakdance, graffiti, djing. To barwna kultura kreatywnych i utalentowanych ludzi. Wydaje mi się, że to również w jakimś stopniu chęć bycia lepszym lub najlepszym w którejś z tych dziedzin. Fajna sprawa. Polecam, ale nie każdemu.
Jakie jest Twoje pierwsze hip-hopowe wspomnienie?
Rok 1993. Miałem 10 lat i jechałem z bratem na kolonie do ośrodka sportowego na Mazurach. W autokarze na samym tyle siedziało trzech łebków w ogromnych spodniach i kolorowych ciuchach, a jeden z nich miał ze sobą boomboxa. Przez całą drogę puszczali muzykę. A co leciało? Pierwsza płyta House Of Pain, „Time’s Up” rockowego Living Colour i wydaje mi się, że również „Black Sunday” Cypress Hill. Nie mam pojęcia, skąd mieli te taśmy, ale pamiętam, że bardzo spodobał mi się refren, który na tamten czas wymawiałem „dżomborał”. Jakoś krótko po tym wyjeździe mój tata kupił pierwszy album Body Count i wrył mi się w pamięć Ice-T krzyczący: „Yeah, motherfuckeeeeeer!!!” w numerze „Body Count’s in the House”. A później to tak jak gadałem kiedyś w jednym tracku: pierwszy Wu-Tang, Insane Clown Posse i poszło…
Jak zmieniło się Twoje podejście do hip-hopu na przestrzeni lat?
Do samego hip-hopu jako takiego nie zmieniło się jakoś bardzo mocno, bo nadal go bardzo lubię i szanuję jako kulturę. Zmieniło się natomiast moje podejście do rapu. Będąc bardziej precyzyjnym, mam na myśli rap w Polsce. Miałem kilka momentów, gdy zaczął mnie denerwować i męczyć. Bardzo męczyło mnie również środowisko rapowe i cała jego otoczka. Było też kilka takich momentów, że naprawdę chciałem się z tego definitywnie wymiksować. Tak się jednak nie stało, pewnie głównie dlatego, że przestałem aktywnie rapować, a przerzuciłem się na produkcję (którą w zasadzie zawsze się zajmowałem, ale w mniejszym stopniu). Na chwilę obecną moje podejście jest optymistyczne. Wychodzi sporo bardzo dobrych i ciekawych rzeczy. W dużej mierze i ku mojej radości są to rzeczy ludzi, których znam osobiście, więc mój entuzjazm rośnie.
Biorąc pod uwagę Twój dorobek, z czego jesteś najbardziej dumny?
Bawiąc się w ten rap od 99 roku, udało mi się właściwie odhaczyć większość artystycznych zamierzeń, które ktoś zaczynając w tamtych czasach uznałby za prawie niemożliwe. Z perspektywy dzisiejszej młodzieży to pewnie są jakieś boomerskie akcje, ale dla mnie to, że pojawiłem się na wosku Junoumi, grałem koncert na Warsaw Challenge i na Hip-Hop Kempie oraz miałem okazję przeciąć się na mikrofonie z kilkoma legendami sceny, to są nadal wielkie rzeczy. Dyskografię też mam w sumie dosyć obfitą. Co jest w tym wszystkim najlepsze? Nadal pozostaję w zasadzie anonimowy. Być może z tego powinien być najbardziej dumny, bo mam święty spokój.
Czy jest jakiś dawny tekst/beat, na który krzywisz się lub szczególnie się zdezaktualizował?
Myślę, że chyba okroiłbym z kilku numerów płytę Mardi Gras, bo byłaby wtedy bardziej spójna. Niektóre teksty pisałem na niej trochę na prośbę eXo, który bardzo nalegał na konkretne beaty i tematy. Co do produkcji, to mój beat na debiucie Dixon 37 lekko kłuje mnie w ucho. Z drugiej strony jednak Kafar mówił mi, że na koncertach ludzie bardzo często skandowali ten numer, więc może nie powinienem narzekać.
Czy masz jeszcze jakieś hip-hopowe marzenie?
Mam. Nagrać numer z Action Bronsonem! A z takich bardziej realnych to zostały mi do zrealizowania 2-3 collabo z weteranami sceny. Myślę, że to się w końcu uda, ale nie powiem z kim, by nie zapeszać. Chciałbym też w końcu zobaczyć na żywo Rakima i może… Slick Ricka?
Gdybyś mógł zmienić jedną rzecz w hip-hopie – co by to było?
Nic bym nie zmieniał, zabrałbym tylko niektórym możliwość rapowania.
Czy myślisz, że hip-hop przetrwa kolejne 50 lat?
Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Metal, który kocham bardziej niż hip-hop, trzyma się doskonale, mimo że nie jest od dawna na świeczniku, więc hip-hop prawdopodobnie przetrwa dużo, duuuuużo dłużej.