Mam nadzieję, że nikomu nie trzeba tłumaczyć: hip-hop ratuje życia i leczy zranione dusze. Niedawno taką teorię sformułowano na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Cambridge, a podobne hipotezy przewijały się w mediach już od jakiegoś czasu. Ale umówmy się – my wiemy to od dawna. Nasza ukochana kultura pełna jest inspirujących historii, a jedną z moich ulubionych jest ta DJ-a Krusha – jednego z najsłynniejszych przedstawicieli hip-hopu w Japonii.

Hideaki Ishii wychowywał się w niezamożnej rodzinie – matka pracowała jako mama-san (ktoś na zasadzie opiekunki/menadżerki) w klubie nocnym, ojciec był malarzem pokojowym. Młody chłopak czuł, że droga edukacji nie zapewni mu przyszłości, o której marzył, poszedł więc ścieżką kryminalną – najpierw kradł motocykle i uczestniczył w ulicznych walkach w małym gangu, a wkrótce dołączył do yakuzy – japońskiej mafii. Na szczęście dla nas – słuchaczy, oraz jego samego – nie poświęcił życia tej organizacji.

Istnieją dwie wersje punktu zwrotnego w życiu Ishiiego. Wedle jednej – sprzątał on biuro yakuzy, w drugiej wykonywał zadanie dostarczenia paczki. Obydwie kończą się jednak tak samo – chłopak znalazł odcięty, zakrwawiony palec, który wkrótce okazał się być kawałkiem ciała jego bliskiego kolegi. W ten makabryczny sposób okazał on swoją lojalność organizacji. Wtedy zakiełkowała w nim myśl, że niekoniecznie nadaje się do takiego życia. Inspiracja przyszła znienacka. Ishii miał 21 lat, gdy w październiku 1983 roku do tokijskich kin wszedł rewolucyjny film Wild Style. Historyczne dzieło, dzięki któremu kultura hip-hopowa została pokazana jeszcze większej, globalnej publiczności. To był seans ostatecznie zamykający etap jego kariery przestępczej. Jeszcze tego samego dnia podjął decyzję o zmianie ścieżki życiowej i zakupił dwa gramofony („Po co dwa? Wystarczy ci jeden!” – usłyszał w sklepie). W tym właśnie momencie narodził się DJ Krush. Rozpoczął naukę, a dzięki zdobytym umiejętnościom mógł wspierać rodzinę finansowo.

Japońska kultura hip-hopowa była w latach 80. niewielkim zjawiskiem, na które patrzono raczej jak na mały eksperyment, niż poważny ruch społeczny. Co więcej, o wiele bardziej rozwiniętymi jej elementami był breakdancing i graffiti, a rap i dj-ing stanowiły zaledwie tło. Stopniowo jednak, również dzięki uwadze samych b-boyów, raperzy i dj-e zaczęli zyskiwać szacunek, a jeden koncert szczególnie sprawił, że wiele osób zainteresowało się rozwijaniem tych umiejętności. W grudniu 1986 roku Run-D.M.C. dwukrotnie wystąpili w NHK Hall w tokijskiej Shibuyi, a ich supportem byli pionierzy japońskiego rapu: Seiko Ito, Tinnie Punx i President BPM. Hip-hopowcy z ulic Hokoten wyciągnęli z tego koncertu ciekawy wniosek. Jak mówił Utamaru z zespołu Rhymester: „niewiele potrzeba, żeby być najlepszym MC w Japonii”. Wystarczył zatem kiepski występ raperów na wielkiej scenie, by młodzi poczuli chęć rywalizacji i nabrali pewności siebie. Skierowanie uwagi w stronę tworzenia muzyki pomogło Krushowi i kolegom rozwijać skrzydła i umiejętności, a także osiągać kolejne szczeble kariery. Pod koniec lat 80. uformował Krush Posse razem z DJ-em Go oraz Muro. Projekt okazał się krótkotrwały, ale panowie zaliczyli kilka występów telewizyjnych z kawałkiem Chain Gang.

W 1990 roku Ishii rozpoczął samodzielną działalność artystyczną, a w 1992 ostatecznie opuścił Krush Posse. Nagrywał taśmy demo niemal każdego dnia, z myślą o utrzymywaniu się wyłącznie z tworzenia muzyki. Ceniono jego umiejętność improwizacji turntablistycznej oraz wirtuozerskie występy, podczas których gramofony i płyty winylowe stają się instrumentami muzycznymi. Otrzymał ofertę zremiksowania utworu ze ścieżki dźwiękowej do filmu TVO, co otworzyło mu drzwi do kontaktów zagranicznych. W 1994 roku Krush podpisał kontrakt z brytyjską wytwórnią Mo’ Wax, dzięki czemu jego płyty dystrybuowane były na cały świat, zyskując szansę na zdecydowanie większą publiczność. Było to wspaniałą okazją do przebicia się na rynki zagraniczne, ale i w samej Japonii powodziło mu się nieźle, szczególnie że wbrew trendom światowym – w Kraju Kwitnącej Wiśni produkcja i sprzedaż płyt winylowych rosła w dużym tempie. Jak podaje Japońskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego: w 1998 roku wytłoczono tam 838 tysiące czarnych krążków, a rok później już 2,5 miliona (gwoli uzupełnienia: w tym samym czasie produkcja płyt CD spadła o 6 procent).

Na pierwszym solowym LP, zatytułowanym po prostu Krush pojawił się sam Guru z Gang Starr (a kontakt nawiązali dzięki DJ-owi Premierowi, któremu Krush podarował instrumentalną wersję ścieżki dźwiękowej do Wild Style – dostępną jedynie w Japonii). Brzmienie płyt Ishiiego opiera się na mrocznej atmosferze i zazwyczaj ociera o inne gatunki: acid jazz, trip hop, elektronikę i downtempo. Hipnotyczne, kreatywne użycie różnorodnych sampli sprawia, że każda płyta Krusha to oddzielne doświadczenie, spacer po zupełnie nowej dzielnicy mrocznego, japońskiego miasta. Nie stroni przy tym od typowych, boom-bapowych jointów z gościnnymi, rapowanymi zwrotkami, a także współpracy z instrumentalistami, kompozytorami i ogólniej: twórcami zupełnie innych gatunków. Pierwsze sześć płyt Ishiiego sprzedało się w średnio 99 tysiącach egzemplarzy – czyli bardzo dobrze jak na twórcę instrumentalnego hip-hopu, w dodatku spoza Stanów Zjednoczonych.

Krush pozostaje czysty od narkotyków, ale sam określa piwo Sapporo jako swój „twórczy lubrykant” (moim zdaniem: genialne określenie). Swoją pracę porównuje do malarstwa – sample i dźwięki są jego paletą barw, a efekt końcowy ma wyrażać obraz w jego głowie.

Często bywa, że ci najbardziej autentyczni byli kryminaliści najmniej chcą rozmawiać o swojej przeszłości – jakże interesującej i ekscytującej dla osób postronnych. Tak też jest z DJ-em Krushem – znamy niewiele faktów z czasów jego przynależności do yakuzy, właściwie najczęściej powtarzaną historią jest ta o palcu, która odmieniła jego życie. Podczas wywiadów, współpracownicy szybko ucinają pytania dotyczące działalności przestępczej, lub zaznaczają na wejściu, że na żadne nie zostanie udzielona odpowiedź. Myślę, że może to mieć związek z tym, jak bolesne są to wspomnienia. W porównaniu z chociażby gangami amerykańskimi, yakuza jest organizacją bardzo zhierarchizowaną, podobnie jak np. tamtejsze zakłady pracy. Znęcanie się, poniżanie podopiecznych jest w yakuzie na porządku dziennym, a jak skądinąd wiemy – metody Japończyków i generalnie świata Dalekiego Wschodu często są o wiele bardziej wyrafinowane, niż te stosowane przez świat Zachodu. Bycie młodym wilkiem w japońskim gangu to wyjątkowo ciężki kawałek chleba. Co jednak znamy doskonale – to pokłosie decyzji o zajęciu się muzyką. DJ Krush jest jednym z pierwszych japońskich DJ-ów hip-hopowych, pierwszym grającym z żywym bandem. Wzbudza szacunek pod każdą długością i szerokością geograficzną, bez problemu porusza się również w jazzie, ambiencie i trip-hopie. Współpracował m.in. z Mos Defem, DJ-em Shadowem, Divine Stylerem, Company Flow, The Roots, C.L. Smoothem czy Tragedy Khadafim. Jest prawdziwą hip-hopową arystokracją.