W skład poznańskiego duetu CÓRY wchodzą Kasia i Natalia – dwie wokalistki i producentki. Jak do tej pory mają na koncie pierwszą wspólną płytę zatytułowaną „Idziemy po swoje” i są w trakcie prac nad kolejnymi projektami, lecz nie można ich nazwać debiutującymi artystkami – Natalia wcześniej prężnie działała w składzie NEONS, a Kasia wydała solowy album.

Muzycznie, ich twórczość stanowi odpowiedź na potrzeby wszystkich, którzy lubią się zanurzać w delikatnych i łagodnych brzmieniach soulu czy R&B, ale cenią sobie również bogactwo treści, jakie ma do zaoferowania hip-hop. Kasia i Natalia łączą w swojej twórczości to, co najlepsze z obydwu muzycznych obszarów i dowodzą, że w sztuce nie ma żadnych barier. W rozmowie szerzej wypowiadają się o swoim procesie twórczym, rozwijają, czemu wolą nagrywać w domu niż w profesjonalnym studiu i tłumaczą, dlaczego czują się bardzo pewnie z prezentowaniem swojej muzyki światu.

Najbardziej ciekawi mnie to, w jaki sposób nagrywacie podkłady. Czy są one oparte na żywych instrumentach, czy może wszystko jest robione komputerowo?

Natalia: To zależy od utworu. Generalnie korzystamy z sampli do budowania bitów, ale na płycie znajduje się też sporo gości intrumentalistów. Jednym z nich jest Felek, który grał z nami na Unity, ale dograł nam się również trębacz jazzowy Aidan Sobieraj. Na basie grał Paweł Świtoń, a także Marcel (?) w utworach takich jak „Palo Santo”, „Słowa” czy „Zdzwonka”. Słyszymy tam bas akustyczny. Natomiast w „Gestach” na przykład mamy już synthbass, który dogrywał Maurycy – kolega odpowiadający też za nasze miksy. Te sample są u nas takim trzonem, ale tam gdzie możemy i jak tylko możemy staramy się o żywe instrumenty, bo to dodaje troszkę ducha. Sample zawsze staramy się obrobić – czy to przyciąć, czy zedytować, żeby były bardziej nasze.

Dodam jeszcze jedno: oprócz instrumentów i gości, którzy się dograli, to co nas otaczało w przestrzeni domu Kasi, również miało wpływ na brzmienie naszej debiutanckiej płyty. Nagrywamy w domu, między kuchnią a salonem, dzięki czemu udało nam się zarejestrować dźwięki, które nie pochodzą z instrumentów. Na przykład głośnik bluetooth córki Kasi wydawał taką melodyjkę przy włączaniu i dograłyśmy ją do „Gambitu” – można ją usłyszeć w bicie. Bo pasowała.

Kasia: Czasami są to nawet jakieś sprawy, na które po prostu wpadniemy, typu clapy. Ostatnio potrzebowałyśmy nagrać takie dziwniejsze dźwięki. To wszystko odbywa się w tej przestrzeni domowej, bo tutaj czujemy największą swobodę i wolność. Dzięki temu tworzą się rzeczy, które w profesjonalnym studiu byłoby ciężko uzyskać. W takim studiu dochodzi do tego wszystkiego jeszcze presja czasu, czego miałyśmy okazję ostatnio doświadczyć. To przez wzgląd na to bardziej zaczęłyśmy doceniać nasze domowe studio.

Natalia: Przestrzeń domowa jest dla nas bardzo korzystna, wpływa na nasze procesy twórcze. W studiu jest przede wszystkim sterylnie, narzuca ono pewien sposób tworzenia. A my mamy swój własny styl. Opiera się on na tym, że jest dużo funu, zabawy, eksploracji, improwizacji… W profesjonalnych warunkach nie da się tego odtworzyć. Tak się tworzy chemia CÓR.

Kasia: Dorzucę jeszcze to, że u nas dużo opiera się na wokalach. Ta cała przestrzeń muzyczna jest wypełniona wokalami, ścieżkami. To się staje naszą charakterystyczną cechą. Bit może być prostszy, ale staramy się taką panoramą wokali zbudować całość, tekstową i muzyczną.

W swojej relacji z festiwalu nazwałam Was „wokalistkami R&B”, bo takie było moje pierwsze skojarzenie gdy Was usłyszałam. Wy jednak określacie się jako artystki „soul n’ rap”. To dla mnie zupełnie nowa nazwa, możecie rozwinąć, co to za muzyczny nurt?

Natalia: To jest fuzja dwóch gatunków muzycznych najbliższych naszemu sercu. Czyli soul, w którym najbardziej inspirują nas harmonie, ale też ciepło brzmień: instrumentali, klawiszy, basu. Taka muzyka najbardziej nas porusza. Artyści tacy jak D’Angelo, Erykah Badu, Alicia Keys… To jest jedna odnoga. Drugą jest hip-hop. Tutaj inspirują nas m.in.: Kanye West, Kendrick Lamar, Notorious B.I.G, jeśli chodzi o zagranicę. A z polskich chociażby Pezet czy Szczyl, jeśli mówimy o młodszych zawodnikach. Chodzi o ten mix: z hip-hopu staramy się wziąć sposób pisania tekstów, zwracając uwagę na rymy, porównania, wszelkie środki stylistyczne. Ale też na treść. Hip-hop jest przepełniony treścią, czego czasami brakowało nam w muzyce R&B. Hip-hop niesie w sobie niepowtarzalną ilość treści: można pisać o wszystkim, jak tylko się chce. Im lepszy masz pomysł na przedstawienie tej treści, tym lepiej. Więc hip-hop jeśli chodzi o rytm, jeśli chodzi o tekst, a soul jeśli chodzi o wokal, harmonie czy wokalizy. Nie potrafiłybyśmy się zamknąć tylko w tym lub tylko w tym, więc stwierdziłyśmy, że robimy własny gatunek.

Z hip-hopu bierzemy także bity. Mimo że zapraszamy gości na płytę i staramy się, by było jak najwięcej instrumentów żywych, to jednak nasza struktura muzyczna jest bardziej hip-hopowa niż soulowa. Soulowe są wokale. Tworzymy taki swój własny mix i jest to dla nas na tyle ważne, że stwierdziłyśmy, iż będziemy to podkreślać, opowiadając o tej muzyce. Mówiąc, że tworzymy soul n’ rap.

Jakie są wasze największe inspiracje muzyczne, a jakie pozamuzyczne?

Natalia: Jedną z naszych największych inspiracji jest Alicia Keys. Byłyśmy na jej koncercie i to było niesamowite przeżycie. Ona jest od 20 lat na scenie i jej twórczość jest tak ogromnie zróżnicowana… ten performance był fantastycznie przygotowany pod względem muzycznym. To, że ona jest też pianistką, nie tylko wokalistką – to bardzo dużo daje.

Kasia: Moja córka ma na imię Alicja. Inspirowałam się oczywiście Alicią.

Natalia: Inną bardzo ważną dla nas postacią jest Erykah Badu. Też byłyśmy na jej koncercie, tylko, że wtedy jeszcze się nie znałyśmy. To jest wokalistka, która czaruje głosem. Jej flow jest niesamowite, bo jest twórczynią z kręgu neo-soul/R&B, ale słychać u niej również bardzo dużo hip-hopu, jeśli chodzi o rytm, jaki nadaje swoim wokalom.

Inspirowała nas również twórczość Kanye’go Westa, zwłaszcza pierwsza płyta. Nie ma tam złej piosenki. Bardzo imponuje nam to, jak tworzył na nią bity i jakich gości zapraszał. Nie sposób tu nie wspomnieć o jego historii – ona też jest niesamowita. Przez wiele lat mówiono mu, że nie będzie raperem, bo jest tylko producentem. Pracował ciężko na to, by udowodnić tym ludziom, że się mylą. Choć wiele osób go po drodze odrzucało, to on wciąż wierzył, że robi dobrą muzę i wierzył, że mu się uda. Być może aż do manii, na którą zresztą cierpiał.

Kasia: Odkąd obejrzałyśmy o nim dokument, bardzo często rozkminiamy, ile jest wspólnych elementów na drodze naszej i Westa.

Natalia: Choćby dlatego, że wielu osobom trudno jest uwierzyć w to, że same robimy bity. Bardzo często ktoś mówi „zrobię wam bity, coś wam wyprodukuję!”, co z jednej strony jest fajne, bo ludzie chcą nawiązać współpracę, z drugiej strony… my kochamy to robić. Sprawia nam to dużą przyjemność i wiemy, czego chcemy w warstwie muzycznej.

Bardzo inspiruje mnie również historia Wu-Tang Clanu. Ich początki, to, jak ważna była dla nich muzyka, to, że stanowiła tak naprawdę jedyną drogę w życiu. Pozwoliła im nie tylko je przeżyć, ale także coś z nim zrobić. Tych inspiracji jest bardzo dużo, bo znajdujemy je zarówno w samej muzyce i jej przekazie, jak i w historii, biografiach różnych artystów. Mogłybyśmy o tym opowiadać godzinami, ale wymienimy w tym miejscu na pewno Notoriousa B.I.G. Ze względu na samo brzmienie bitów i to, jak blisko jego muzyka oscylowała wokół R&B.

Kasia: Inspirujemy też siebie nawzajem. Bardzo dużo pomysłów na piosenki powstaje z naszych rozmów i rozkmin. To, że spotkałyśmy siebie na naszej drodze jest bardzo ważne.

Natalia: To, o czym piszemy, to rzeczy, które zawierają się w naszym życiu. Umieszczamy tam nasze przemyślenia i emocje. Te inspiracje muzyczne oczywiście są, podobnie jak okołomuzyczne – sama kultura R&B, hip-hopu czy soulu. Co nie zmienia faktu, że wszystkie utwory powstają dlatego, że dużo ze sobą rozmawiamy i dzielimy się tym, co się w naszych życiach dzieje. Spotkałyśmy się na podobnych etapach, pragniemy podobnych rzeczy.

Faktycznie. Wasze teksty – nie zawsze – ale w wielu przypadkach są właśnie takie prozaiczne, płynące z codzienności. Na przykład numer „Suszy”, który jest o… wizycie u fryzjera, jeżeli ja go dobrze interpretuję?

Natalia: Tak, z jednej strony ten utwór opowiada po prostu o wizycie u fryzjera, jednak dotyczy także pewnych refleksji związanych z tym, że bardzo często spotkania z ludźmi w przestrzeni publicznej stanowią niesamowicie ciekawe doświadczenie. Na co dzień otaczamy się swoją bańką. Trzymamy się ze swoimi przyjaciółmi, których dobieramy najczęściej na zasadzie podobieństwa. Natomiast w takich miejscach jak na przykład fryzjer, mamy do czynienia z ludźmi zupełnie innymi od nas: w innym wieku, z innym wykształceniem, którzy mają inne priorytety. Czasami w takich miejsach na początku irytuje nas ten hałas i różnorodność, ale jeśli damy sobie szansę i otworzymy się na tego drugiego człowieka, to możemy się dowiedzieć fascynujących rzeczy. Wystarczy wyłączyć swojego wewnętrznego krytyka.

Zakładam, że jak zaczynałyście, to tworzyłyście raczej do szuflady, dopiero później przyszedł czas na pokazanie Waszej sztuki światu, wyjście z nią przed szereg. Czy to było dla Was trudne, czy może od początku czułyście się ze swoją muzyką jak najbardziej pewnie?

Kasia: Bardzo dużo dało nam doświadczenie z poprzednich projektów muzycznych. Natalia ma duet Neons, który działa aktywnie cały czas, ja miałam wcześniej solówkę… to było fantastycznym przygotowaniem. W CÓRACH mogłyśmy wykorzystać całe to doświadczenie, czy sceniczne, czy muzyczne lub tekstowe. Ważną rzeczą jest na pewno to, że w naszym zespole zaczęłyśmy się wyrażać po polsku. Wcześniej pisałyśmy po angielsku, a tutaj udało nam się to przełamać.

Natalia: Tak, wyrażanie się po polsku jest dla nas zdecydowanie przełomowe. Wiązało się to z przełamaniem pewnej blokady, wyłączeniem wewnętrznego krytyka, który ocenia, że „to brzmi pretensjonalnie, to brzmi oklepanie, to brzmi infantylnie”… Dlatego tak mocno wierzymy w projekt CÓRY. Nasze teksty są prawdziwe, naprawdę są o nas. Nie ma już tu miejsca na etap szuflady, bo spotkałyśmy się w odpowiednim momencie, z odpowiednim doświadczeniem, zaczęłyśmy pisać po polsku, tworzyć muzykę, którą kochamy. Inspirowaną soulem i hip-hopem – wcześniej nie czerpałyśmy aż tyle z tych gatunków. Tak więc nie ma wspomnianej szuflady, od razu chcemy na te salony, bo bardzo w to wierzymy. To jest nasze, prawdziwe.

Jak długo siedzicie w muzie? Jak wyglądały Wasze początki, ile miałyście lat, gdy w to wsiąkłyście, a kiedy to się stało poważniejszą sprawą?

Natalia: Tak jak śpiewamy w „Samolotach” – od przedszkola jedna i ta sama misja. W naszych rozmowach okazało się, że od dziecka obydwie chciałyśmy być piosenkarkami. Śpiewałyśmy do dezodorantów, tworzyłyśmy przedstawienia. To było dla nas najważniejsze od dzieciństwa. Ja tak naprawdę całe życie brałam udział w chórkach, przez chwilę nawet kościelnych, przechodząc później przez punk-rocka, gdy miałam 13 lat i byłam zbuntowana, potrzebowałam się wykrzyczeć. Więc ta muzyka mi towarzyszyła od zawsze i nie wyobrażam sobie żyć nie pisząc. Jest to mój sposób doświadczania, przeżywania, wyrażania się, komunikacji ze samą sobą i ze światem.

Kasia: U mnie podobnie. To wszystko toczyło się od dzieciństwa. Nie zapomnę, jak dostałam pierwszą płytę Alicii Keys w wieku 9 lat. Zapoczątkowało to u mnie miłość do muzyki R&B lat 90-tych. Myślę, że to jest fajne, że mamy z Natalią wspólną życiową misję i tę pewność, że muzyka jest najważniejsza. To, co się dzieje w CÓRACH, jest w pełni naturalne.