Od dobrych kilku lat Bisz przy okazji różnych sytuacji wspomina o nowym projekcie, który ma być trochę bardziej hip-hopowy od jego ostatnich wydawnictw. Część słuchaczy zdaje się właśnie tego domagać, aby znowu nagrał materiał bardziej przypominający Wilka chodnikowego albo inny Raport z walki o wartość. Wypuszczone do tej pory single Suprematyzm i Ulisses pokazują, że ta część jego fanów w końcu dostanie to, na co czekała.

Te dwa utwory z pewnością są bardziej typowo rapowe niż konceptualny i introspektywny Blady król (wyprodukowany przez Kosę) albo alternatywny i społecznie zaangażowany Duch oporu (wyprodukowany przez Radexa). Bragga, dynamiczne flow, trapowe bity, a nawet okazjonalnie pojawiające się krzyki odróżniają je od ostatnich albumów. Tylko że Bisz rapuje tutaj, jakby bardzo chciał w tę konwencję wejść, zaspokoić w jakiś sposób swoich odbiorców, wykorzystać w końcu stare teksty i notatki (wspominał o nich tu), a nie jakby to naprawdę czuł. On nie jest podziemnym graczem, który z młodzieńczą brawurą rapuje o tym, jaki to jest lepszy od przedstawicieli głównego nurtu, że zrobi tu rewolucje i przewrót na scenie, a taką perspektywę mamy w Ulissesie. On już dawno temu zrobił swoje. Minęło dziesięć lat od czasu jego najgłośniejszego wydawnictwa i występowanie ponownie z pozycji underdoga jest trochę dziwne i niewiarygodne.

Drugim problemem braggowego Bisza jest to, że brakuje mu wspomnianej brawury. Brzmi strasznie grzecznie i zachowawczo, jakby w ogóle nie pasował do tej konwencji, a mimo to starał się coś komuś w niej udowodnić. Tylko bez słów uznawanych powszechnie za obelżywe, bo już mu nie wypada. Większość punchline’ów jest słaba albo przeciętna:

Ludzie nie czają już sztuki, więc wypłacam swoją na odmuł

Jestem tylko tym, co robię, a nie tym, co mówię o sobie jak cały ten hip-pop?

Się nie obrażam, że nie przepadają za mną, dzielą nas lata świetlne.

Te wersy są po prostu przypałowe i jasne, zawsze mu się takie zdarzały, ale w innych kawałkach były otoczone dużo lepszymi od siebie, dzięki czemu można było przymknąć na nie oko.

Do tego nie podaje tych wersów z potrzebną pewnością siebie. Barwa głosu Bisza jest w pewien sposób przeszkodą. Zawsze brzmi trochę, jakby był znudzony albo zmęczony. To mogłoby wypaść fajnie, gdyby nawijał z wyższością względem sceny, pokazywał znużenie nią, a nawet pewne zblazowanie. Problem polega jednak na tym, że nie zaznacza tej wyższości w żaden efektowny sposób. Jakby groził komuś, że go połamie, a jednocześnie wiedzielibyśmy, że podpiera się balkonikiem. Wydaje mi się, że chcąc robić tego typu numery, a mając taki głos i emploi powinno się w nie włożyć całą swoją energię i charyzmę, a nie rapować jakby trochę od niechcenia.

Najlepszym momentem Suprematyzmu jest ostatni wers refrenu, który autor postanowił wykrzyczeć przesterowanym głosem. To jedyny raz, kiedy faktycznie docisnął pedał gazu, bo z reguły jest raperem spokojnie mówiącym albo szepczącym. Nawet ten trochę zamulający refren można mu wybaczyć, bo całkiem fajnie prowadzi do kulminacji. Ale kiedy w Ulissesie hook znowu zaczyna się w ten sam sposób, to jest już przesada, bo w tym przypadku nie jest to niczym uzasadnione. Za to jego druga część wypada naprawdę w porządku i trudno przez nią traktować całość negatywnie.

Czy od takiego Pana Artysty jak Bisz powinno się oczekiwać zwykłego bragga? Czy należy go rozliczać na tych samych zasadach, co autorów robiących bardziej konwencjonalny rap? Kiedy ktoś taki jak on wraca do tej konwencji, to z zamiarem dopowiedzenia czegoś od siebie, przefiltrowaniem jej przez swoją obecną wrażliwość. Tego jestem pewien. Tylko uważam, że ubiszowienie tej konwencji nie wyszło jej na dobre.

Mówią, że lepiej nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki
Ale znaczenie tego powiedzenia źródłowo ma sens bardziej płynny
Bo każdą rzekę, o ile jest rzeką, nurt z czasem zmieni
I zmieni człowieka, co do niej wstępował – ja też jestem inny

To są bardzo biszowe wersy, ale właśnie w jego najgorszym stylu. Że chłop w ogóle wpadł na pomysł tłumaczenia jakiegoś przysłowia i to jeszcze w takim utworze.

Nie lubię podziałów, nie dzielę twórczości na sztukę wysoką i niską
Sztuka jest sztuką, nie miej wątpliwości, reszta jest tylko rozrywką

Skąd w takim numerze nagle jakaś płytka refleksja nad sztuką? Nie wiem, ale wiem, że jeśli w pierwszym wersie deklaruje się niechęć do podziałów, a w drugim dokonuje się podziału, to coś jest nie tak. Rozróżnienie na sztukę wysoką i niską oraz na sztukę i rozrywkę jest przecież tożsame.

Jak w takim razie powinien według mnie wyglądać braggowy numer Bisza? Dokładnie tak jak Bagno z płyty producenckiej Oera. W zasadzie odpowiada na wszystkie zarzuty, które postawiłem singlom z nowej płyty. Ma tutaj potrzebną pewność siebie i faktycznie brzmi jak ktoś, kto rozstawia innych raperów po kątach, a nie jak nieśmiały (prawie) czterdziestolatek. Cały numer jest napisany z perspektywy drogi, jaką przeszedł przez te wszystkie lata rapowania. Nie ma już dwudziestu lat. Jest weteranem, który dawno temu to zrobił, a co ważniejsze, sam na tej scenie postanowił stanąć w cieniu. On nie ma nic do udowodnienia, stanowi autorytet dla innych. W Bagnie to wszystko słychać:

Kiedy wchodziłem w to bagno, pragnąłem tylko znaleźć swe miejsce
Ale nic z tego nie będzie – słyszałem zawsze i wszędzie
Nie miałem wyboru, nikt nie dawał forów, było tylko jedno narzędzie
Zardzewiały szpadel, a przede mną zalew gówna, lecz kopałem przejście

Do tego wersy, które Jarek nam tutaj serwuje, są na dużo wyższym poziomie niż te nie do końca udane punchline’y z Suprematyzmu i Ulissesa:

Moja życzliwość to nie poza, pomogę. W kolejce stań do mnie po zapomogę
Sieję te rymy dla tych, co nie sieją, choć mówili wszystko mi poza „pomogę”

To dla mnie woda na młyn, każda pierdolona moda i styl
Przemielę, przyswoję, przekonam ich, że ten kamień u szyi pociąga mnie wzwyż
Mówili mi, że walczę z wiatrakami, te obracane przez wiatr chorągiewki
Urządzam pomiędzy slalom jak gigant, a za mną lawina schodzi zbierać resztki

Jak gość, który wpada na takie rzeczy, pisze też to, co cytowałem kilka akapitów temu? Nie wiem, widocznie tak musi być.

BTW: W ten sam sposób, co Bagno, jest skonstruowany mój ulubiony numer SokołaHybryda. Autor opowiada historię, mówi, co przeżył i jak wyglądała jego droga. Tym samym buduję swoją wiarygodność w tym sportowo-rapowym mierzeniu kutasów. Kto by przypuszczał, że w odpowiedniej podbudowie faktów i opowiadaniu historii leży klucz do pisania dobrych tekstów.

Dobra, zjechałem te dwa single wystarczająco. Trzeba im trochę oddać. Bisz to wybitny raper. Najlepszy w kraju. Jeśli w utworach innych graczy tak bardzo przeszkadzałyby mi opisywane tu problemy, to mało kto byłby dla mnie w ogóle słuchalny. Jednak od kogoś takiego wymagam o wiele więcej niż od jakiegoś Nypela.

Bit Kosy do Suprematyzmu jest świetny. Na początku brzmi jak coś, co mogłoby trafić na Bladego króla. Sample (wokalne?) o zróżnicowanych wysokościach i grające obok nich spokojne pianino to zdecydowanie nie jest kwintesencja trapowego klimatu, ale przez kontrast świetnie do niego wprowadza. Bit rozkręca się razem z raperem. W jednej chwili wchodzi cała trapowa perkusja z krótkim werblem, szybkimi hatami i przede wszystkim potężną stopą, która jest zdecydowanie najbardziej przykuwającym uwagę instrumentem zarówno przez swoją głośność, jak i zsynchronizowaną z nią bardzo niską linię basu, która nadaje jej pełni i jak to mawiają muzykolodzy, pierdolnięcia. Tak to brzmi do końca pierwszego refrenu, aby potem jeszcze raz w podobny sposób budować napięcie. Całość w klamrę zamyka outro, które wraca do niemal samego pianina, tak jak to wszystko się zaczęło. Swoją drogą to pianino nie zniknęło podczas trwania utworu. Wycofano je bardziej do tła, ale przez większość czasu dalej je można usłyszeć.

W Ulissesie pod tym względem jest gorzej, bo tu drill od Zacheyaka i Foxsa wypada dużo bardziej generycznie i typowo. Zwłaszcza że tutaj w intrze mamy również samotne, spokojne pianino, następnie trapową perkusję, chociaż tym razem wchodzi bardziej stopniowo.

Flow autora również nagle nie zniknęło i dalej porusza się on po bicie jak szef. Wcześniej ponarzekałem na troszkę zbyt małą charyzmę do bragga w jego wykonaniu, to nadal ma jej tyle, że wystarczyłoby dla dziesięciu debiutantów w SBM. Warto też zwrócić uwagę na różne zabiegi w miksie, które urozmaicają wokal. Szczególnie podoba mi się skaczące między lewym i prawym kanałem przejście w refrenie Ulissesa oraz wykorzystanie nakładających się wokali w jego drugiej części i w ostatniej zwrotce. Bisz chyba niezbyt często wykorzystuje ten zabieg, a brzmi w jego wykonaniu naprawdę dobrze.

Czy te dwa single zapowiadają nam świetną płytę? Według mnie nie. Być może nie pokazują jeszcze jej pełnego potencjału i taką mam nadzieję. Jednak jeśli dalej będziemy dostawać utwory na tym poziomie i w tej konwencji, to Dekada wilka będzie następnym przeciętniakiem w dyskografii Bisza, a nie kolejnym klasykiem. Liczę, że znowu się pomylę i cały materiał zaskoczy mnie pozytywnie. Ostatnio się udało, więc czemu nie miałoby znowu?