Wątpię, że w kurwę dobrze jest być Młodym G. Za to dobrze obserwować, jak Belmondawg wyraźnie poukładał sobie w głowie, pewnie nieco oczyszczając w międzyczasie swój krwiobieg. „Followup” to bowiem najlepszy jak do tej pory singiel zapowiadający epkę „Hustle As Usual”.

Cieszy, że Tytus stylistycznie zupełnie odciął się od najciemniejszego okresu swojej kariery, czyli „Uhqqow”. Jest skupiony, dzięki czemu nie rzuca linijek od niechcenia zarówno na kartkach zeszytu, jak i przed mikrofonem. Może jego wersy to już nie ten nakręcany grzybkami strumień świadomości jak za czasów „Scrooge’a Ebenezera”, „Mordo jak tam zdrowie” czy „Miałem tylko”. Ale trzymając się bliżej ziemi, jednocześnie w dużo klarowniejszy sposób ukazuje wszystkim niedowiarkom swoje szerokie horyzonty. W końcu macie tutaj wersy, w których pojawiają się Dead Prez czy The Residents – nie podejrzewałbym zbyt wielu rodzimych raperów o świadomość istnienia tej drugiej grupy.

Oczywiście Belmondziak jak zawsze potrafi rapować. To jego flow jest cholernie niepozorne, bo przy pierwszym kontakcie nie wydaje się zbyt efektowne. Po dokładnym przysłuchaniu się zauważycie jednak, że jego sposób podróżowania między werblami i stopami pełen jest wyczucia rytmiki, którego nikomu nie udało się do tej pory powtórzyć. A było kilku, którzy próbowali, co na ogół wypadało karykaturalnie.

Wszystko to rzucane jest na klasycznie brzmiący, organiczny bit, w którym główną rolę grają ciepłe rhodesy przetworzone nieznacznie przez jakiś procesor lo-fi, by nadać całości oldschoolowego sznytu. Na czymś takim najprędzej usłyszelibyście w głowie Q-Tipa albo – z rodzimej sceny – Dizkreta.

I proszę bardzo: udało się Dizkreta wyciągnąć z czeluści rapowej emerytury. Poprawcie mnie proszę, ale czy przypadkiem jego ostatnia rapowana zwrotka – pomijając #hot16challenge2 – to nie był featuring na pierwszej solówce Stasiaka z 2010? W każdym razie przerwa na pewno była ogromna, a come back – chociaż niezbyt hype’owany – wypadł prawdopodobnie najlepiej ze wszystkich emerytowanych raperów stanowiących niegdyś forpocztę sceny. Cóż tu dużo kryć: przerwy w nagrywaniu w zasadzie nie słychać. To flow może nigdy nie imponowało, ale podskórnie kryła się w nim duża charyzma.

Przy czym zwrotka Kreta to przede wszystkim świetnie linijki. I jasne, może ten numer nie jest niczym więcej niż hołdem dla prawdziwego truskulu (bo Hemp Gru nim nigdy nie było, nieuki) wzmacnianym przez widok wosku Dinali w klipie. Tylko nawet przy tym trywialnym tekście jak cholera cieszą tak przyjemnie poskładane linijki jak „Gadałem z diabłem jak Gil Scott-Heron/Więc ostatnia płyta jest starsza niż fan Quebo” albo „Jeśli myślisz, że więcej mam tego/To mylisz się jak mi Panteon i Partenon”.

Na koniec jeszcze dodam: jeżeli w tę stronę ma iść Belmondziak, a do tego ma zamiar dobierać sobie takich gości, to nie mam nic przeciwko. Jeden z najmocniejszych singli tego roku. A dzięki temu, że dystrybutorem epki zostaje Asfalt, w końcu nie ma się co obawiać robienia zamówienia.